czwartek, 30 maja 2013

Romeo, Julia i Gundamy w Wietnamie - Czyli "08th MS Team"(1996)

Gundam to zdecydowanie najbardziej rozpoznawalny typ robota. Fakt ten nie powinien dziwić, biorąc pod uwagę jak wiele serii z jego udziałem powstało. Polskim fanom zapewne najbardziej znane są "Wing", "SEED", "00". "00" swoją drogą jest niesamowicie gloryfikowane i uznawane przez wielu za najlepszego i najoryginalniejszego spośród wszystkich Gundamów. Osobiście uważam jednak, że jest on stanowczo przewartościowany a i na temat jego oryginalności bym spekulował. Jeśli miałbym wybierać, który Gundam jest moim osobistym zdaniem najciekawszy i najoryginalniejszy, zdecydowanie mój wybór padłby na "08th MS Team". Jest to krótka OVA umiejscowiona w sadze "Universal Century" opowiadająca historię dwójki zakochanych, stojących po przeciwnych stronach konfliktu. Brzmi jak nowa wersja "Romea i Julii"? A no brzmi. Nie znaczy to wcale, że seria jest sztampowym romansidłem i niczym więcej. Ale zacznijmy od początku.

Shiro Amada to młody, odważny żołnierz Federacji Ziemskiej. Naszego bohatera poznajemy, gdy wraz z innymi żołnierzami leci promem kosmicznym na ziemię. W pewnym momencie pasażerowie promu są świadkami walki pomiędzy GMem Federacji Ziemskiej a Zaku Księstwa Zeonu. Pilot GMa zdecydowanie przegrywa, w dodatku skończyła mu się amunicja i nie ma najmniejszych szans na przeżycie. Widząc to, Shiro pyta kapitana, czy na pokładzie znajdują się jakieś Kombinezony Bojowe. Ten odpowiada mu że na pokładzie jest jedynie jedna "Kula". Shiro prosi o pozwolenie na użycie jej, by pomóc pilotowi GMa. Kapitan z początku nie chce wyrazić zgody, w końcu jednak widząc determinację chłopaka pozwala mu zabrać maszynę i pomóc sojusznikowi. Pomimo gorszej maszyny Shiro udaje się uratować pilota GMa, sam jednak podczas starcia z Zaku rozbija się razem z pilotem wrogiej maszyny we wnętrzu opuszczonej stacji kosmicznej. Wdaje się tam z nim w krótką potyczkę. Shiro udaje się postrzelić wrogiego żołnierza w ramię. Gdy zbliża się do rannego ze zdumieniem zauważa, że jest to... kobieta. W dodatku całkiem urodziwa. Shiro wbrew jej protestom postanawia opatrzyć jej ranę. Stwierdza, że razem będą mieli dużo większe szanse na wydostanie się z tej stacji, niż w pojedynkę. Postanawiają zatem współpracować i choć początkowo nie są sobie zbyt przychylni, to powoli zaczynają się do siebie przekonywać. Dziewczyna wręcza Shiro swój zegarek i w końcu przedstawia się - nazywa się Aina. Wspólnymi siłami udaje im się, przy użyciu materiałów wybuchowych znalezionych na pokładzie stacji, przyciągnąć uwagę ekip ratunkowych. Shiro chce oddać Ainie jej zegarek, nie udaje mu się to jednak, bowiem zanim zdąży to zrobić, dziewczyna zotaje zabrana przez ekipę ratunkową Zeonu. W związku z tym nasz bohater poprzysięga sobie, że za wszelką cenę postara się odnaleźć Ainę, by zwrócić jej jej własność. Tym bardziej, że zdecydowanie coś do niej czuje i bardzo chciałby ją jeszcze spotkać.
Shiro wraz z pozostałymi żołnierzami przybywa do obozu Federacji umiejscowionego głęboko w lesie. Zostaje tam przydzielony do Ósmego Oddziału jako jego dowódca. Prócz niego w oddziale tym znajdować się będą uratowany przez niego pilot - Sanders, młody, nie szczędzacy uwag na temat innych Michael, zadufany w sobie piosenkarz Eledore oraz pewna siebie i odważna Karen. Nasz dzielny oddział stawiał będzie czoła zdecydowanie liczniejszym i lepiej wyposażonym wojskom Zeonu.  Shiro ma również nadzieję, że uda mu się znaleźć Ainę. Nie podejrzewa jednak, w jakich okolicznościach przyjdzie mu się z nią ponownie zobaczyć.

Z opisu wywnioskować możnaby było, że dostajemy kolejną typową serię Gundam, w której grupa bohaterskich pilotów zmaga się z o wiele liczniejszym wrogiem. Po części tak jest, jednak "08th MS Team" posiada kilka cech, które zdecydowanie wyróżniają go na tle innych produkcji z tej sagi. Przede wszystkim - Piloci tutaj występujący to normalni ludzie. Nie mamy tutaj tak słynnych Newtypeów, Coordinatorów, Innovaterów czy Maszyn przeszkolonych do zabijania. Piloci to normalni ludzie z krwi i kości, zwyczajni żołnierze, którzy w boju polegać mogą jedynie na swoim sprycie, doświadczeniu i umiejętnościach. Z racji tego faktu pojawia się również inny, bardzo fajny element, który tę serię wyróznia - dokładne planowanie starć. Potyczki pełne są wymyślnych taktycznych posunięć. Zwycięstwo nie zależy tutaj od tego, czy ktoś ma lepszą maszynę. Wygrywa ten, kto potrafi lepiej wykorzystać teren, ten kto potrafi lepiej zapanować nad swoją maszyną. Kolejnym ciekawym aspektem tej serii jest fakt, że Gundamy tworzone w obozie Federacji to nie największe cuda techniki. Powstają bowiem z używanych części po starych kombinezonach bojowych. Części oczywiście nie ma nieskończenie wiele, zatem piloci muszą bardzo dbać o swoje maszyny.

Bohaterowie to całkiem ciekawa menażeria. Michael to niedoświadczony w boju młodzik, który większość swojego czasu spędza na korespondencji ze swoją ukochaną B.B.; Sanders to zaprawiony żołnierz, który jednak cieszy się złą sławą "Ponurego Żniwiarza", bowiem zawsze był jedynym ocalałym z każdego oddziału, do którego go przydzielono; Eledore to świetny operator maszyn, ale jednocześnie chwilami dość egoistyczny muzyk, który z początku jest nastawiony do Shiro niezbyt przychylnie; Karen zaś to dość oryginalna bohaterka jeśli idzie o mecha anime, bowiem w przeciwieństwie do wielu pannic spotykanych w tym gatunku potrafi świetnie o siebie zadbać i nie boi się stawić czoła zdecydowanie liczniejszemu wrogowi. Główna para bohaterów - Shiro i Aina - również jest całkiem sympatyczna. Relacje między nimi są wyraziste i dość dobrze nakreślone. Jedyne co dość mocno razi w oczy, to naiwność obojga zakochanych, którzy kochają się tak bardzo, że bardzo często sypią pełnymi patosu tekstami o tym, jaka to wojna jest zła, czy też liczą na to, że inni zrozumieją ich miłośc i zaprzestaną walki itd. Wiąże się to akurat z typowym dla Gundama przesłaniem antywojennym.
Warte uwagi jest również to, że w tej serii nie pojawia się ŻADEN facet w masce. Jest to chyba jedna z niewielu serii Gundam, gdzie takowy nie występuje.

Pod względem audiowizualnym "08th MS Team" wypada bardzo dobrze i nie mam mu nic do zarzucenia. Projekty postaci i maszyn są schludne i szczegółowe, tła pełne wyrazistych barw i detali, a animacja naprawde płynna i niemal pozbawiona statycznych, bądź powtórzonych ujęć. Pod względem muzycznym anime wypada wyśmienicie. Rytmiczny opening "Arashi no Nakade Kagayaite" brzmi świetnie i szybko wpada w ucho, podobnie jak ending "10 years after". Obie piosenki są do tego stopnia świetnie zrobione, że nigdy nie zdarzyło mi się przewinąć żadnej z nich. Motywy grające w tle wydarzeń również są odpowiednio dobrze wykonane. Podkreślają atomsferę danej sceny, nie odciągają nadmiernie uwagi widza od wydarzeń, ale są też na tyle przyjemne że zapadają w pamięć. Głosy postaci dobrane są wyśmienicie. Każdy z bohaterów brzmi dokładnie tak, jak brzmieć powinien. Miłym zaskoczeniem był dla mnie swoją drogą fakt, że głosu Shiro użycza ten sam aktor, który podkładał głos m.in Viralowi z "Tengen Toppa Gurren Lagann", czy też Gaiowi z "King of Braves GaoGaiGar".

Jak anime wypada jako całokształt? Szczerze mówiąc bardzo dobrze. Osobiście uważam, że jest to jeden z najlepszych i najoryginalniejszych Gundamów. Postacie to zwykli ludzie jak każdy z nas, którzy mają swoje słabości i w boju polegać mogą tylko na sobie, projekty postaci i maszyn wyglądają bardzo ładnie i przyjemnie się na nie patrzy, głosy postaci dobrane są świetnie, a utwory muzyczne zapadają w pamięć. Animacja również jest bardzo płynna i walki maszyn ogląda się z prawdziwą przyjemnością. Z drugiej strony jednak poraża momentami naiwność dwójki głównych bohaterów, którzy choć są naprawde sympatyczni, to niektóre ich zachowania sprawiają, że wydają się nieco sztuczni. Przesłanki antywojenne w Gundamie zawsze jednak były, w takiej formie czy innej, więc można na ten fakt przymknąć trochę oko.
  Jeśli nie stronicie od mecha anime, warto dać "08th MS Team" szansę. Seria nie jest strasznie długa, za to solidnie wykonana i całkiem wciągająca. Miłośnikom taktycznych starć z pewnością się spodoba. Również Ci widzowie, którzy po mecha anime oczekują wartkiej akcji i widowiskowych walk maszyn nie będą zawiedzeni, bowiem i na tym polu "08th MS Team" wypada bardzo dobrze.

Typ Anime - OVA
Rok produkcji -1996
Pełny Tytuł: "Kidou Senshi Gundam: Dai 08 MS Shotai" („Mobile Suit Gundam - The 08th MS Team”)
Reżyseria: Takeyuki Kanda, Umanosuke Iida
Scenariusz: Akira Okeya, Hiroaki Kitajima
Muzyka: Kouhei Tanaka
Gatunek: Real Robot, Romans, Wojenny
Liczba Odcinków: 12
Studio: Sunrise, Bandai Visual
Ocena Recenzenta: 8/10

Tradycyjna porcja ciekawostek:
-Gundam EZ-8 to chyba najoryginalniejszy pod względem designu Gundam w historii całej sagi. Oryginalniejszy jest nawet  moim zdaniem, niż "Turn A Gundam". W przeciwieństwie do innych Gundamów nie posiada on charakterystycznych rogów na hełmie. Nie jest też na siłe poudziwniany różnorakimi dodatkami. Jego projekt jest bardzo schludny i przyjemny dla oka. Nie ma też żadnej super broni w przeciwieństwie do większości Gundamów.
-"08th MS Team" jest częstym gościem cyklu "Super Robot Taisen". Pojawi się wkrótce w najnowszej odsłonie tej sagi - "Super Robot Taisen: Operation Extend" na Sony PSP.
-Akcja "08th MS Team" dzieje się w tym czasie co akcja oryginalnej sagi "Mobile Suit Gundam". Bardziej koncentruje się jednak na wydarzeniach na ziemii aniżeli tych w kosmosie.

Screeny:






wtorek, 28 maja 2013

Rakietowe pięści, cyckorakiety i dwumordne hermafrodyty - "Mazinger Z" (1972)

*Dzisiaj wyjątkowo dwa teksty*
Gigantyncze roboty to chyba jeden z najpopularniejszych tematów w staroszkolnych anime. W okresie lat 70-90 powstało ich mnóstwo. Narodziły się wtedy takie sławy jak Gundam, Getter Robo, Tetsujin-28 czy właśnie Mazinger Z - narysowany przez słynnego Go Nagaiego  pierwszy w historii robot, pilotowany przez człowieka. Wielu młodszych fanów mecha zapewne kojarzy głównie jego remake - "Shin Mazinger Shougeki! Z-hen", albo spinoff - "Mazinkaiser SKL". Czy którykolwiek z młodszych fanów jednak, miał styczność z oryginalnym serialem z lat 70tych?

Na niewielkiej wyspie na środku oceanu mieszka zły, szalony naukowiec Dr.Hell. Pewnego dnia przybywa do niego dziwna istota - w połowie kobieta, w połowie mężczyzna - Baron Ashura.  Dr.Hell zleca Ashurze zamordowanie jedynego naukowca, który może pokrzyżować mu plany dominacji nad światem - Dr. Juzo Kabuto. Nie wiedzą jednak, gdzie naukowiec może się znajdować. W związku z tym Baron Ashura przybywa do domu rodziny doktora, gdzie wyciąga od jego wnuczki informacje na temat miejsca pobytu naukowca, po czym zabija dziewczynę i ucieka. Chwilę później do domu wpada Kouji Kabuto - wnuk doktora. Zastaje swojego młodszego brata płaczącego nad ciałem siostry. Dowiaduje się o wszystkim co zaszło.
Następnego dnia Kouji odbiera niespodziewany telefon od dziadka. Dowiaduje się, że jest on w niebezpieczeństwie. Kouji zabiera ze sobą brata - Shiro - i natychmiast jadą do willi dziadka. Gdy docierają na miejsce zastają jednak gruzowisko. Podczas poszukiwań dziadka, znajdują tajne podziemne laboratorium. Znajdują tam ciężko rannego Dr.Kabuto. Wyjawia on Koujiemu swój sekret - zbudował potężnego robota "Mazingera Z" przy pomocy którego Kouji ma powstrzymać Dr.Hell. Chwilę później ginie. Kouji chcą pomścić śmierć dziadka natychmiast udaje się do pomieszczenia z robotem. Od razu chce również zasiąść za sterami maszyny, nie ma jednak totalnie pojęcia, jak się do tego zabrać. Gdy udaje mu się w końcu umieścić kokpit na głowie robota ma nadzieję, że teraz już będzie w stanie pokierować maszyną. Niestety, robot buntuje się i nie słucha jego poleceń. Czy Koujiemu uda zapanować się nad oszalałą maszyną? W końcu od tego zależą dalsze losy świata. Dr.Hell bowiem nie próżnuje i już szykuje swoje potężne roboty do ataku.

Od razu trzeba wspomnieć, że nie ma co w serialu tym doszukiwać się jakichś głębszych przesłanek, czy drugiego dna. Jest to typowy serial dla dzieci, w którym młodociany bohater za sterami wielkiej maszyny stawia czoła coraz to kolejnym robotom tworzonym przez szalonego naukowca. Fabuła jest prosta i przewidywalna utrzymana w konwencji "Potwora Tygodnia". 
Warto jednak zwrócić uwagę na to, że "Mazinger Z" był pierwszym serialem, w którym młodzik siada za sterami mecha. Stąd dopatrzeć się tu możemy mnóstwa rzeczy, które potem zostały zaadaptowane w kolejnych serialach z wielkimi robotami. To tu po raz pierwszy pojawiła się m.in słynna "Rakietowa Pięść", której używa tak wiele robotów w anime. Również w tym anime spopularyzowany został archetyp bohaterskiego nastolatka za sterami olbrzymiego robota i dziewczęcia, które podkochuje się w pilocie. Nie zapominajmy też o "Cycko rakietach" u żeńskich wersji robotów.

Bohaterowie są prości i banalni do zaszufladkowania. Wyraźnie widać, kto tutaj jest dobry, a kto zły. Zwłaszcza, że dobrzy bohaterowie są tu piękni i waleczni, a źli przedstawieni są jako potwory, bądź niezwykle brzydcy ludzie. Nie spodziewajcie się głębokich charakterów, czy relacji między bohaterami. Wszystko jest proste i schematyczne. Jedynym ciekawym i skomplikowanym zabiegiem w tym anime jest chyba tylko fakt, że pojawia się tutaj niejako wątek miłosny pomiędzy maszynami.

Oprawa audiowizualna ma już swoje lata, co naprawde bardzo wyraźnie widać. Kreska mimo że wcale niezła z pewnością nie przypadnie do gustu młodszym fanom, którzy przyzwyczajeni są do serwowanych w dzisiejszych anime zastępów pięknych dziewcząt i chłopców. Styl rysunku w "Mazinger Z" wydać się im może zbyt twardy i kanciasty. Animacja również nie powala. Nie jest strasznie sztywna, ale i do najpłynniejszych nie należy. Pojawia się sporo powtarzanych scen, co nie powinno dziwić biorąc pod uwagę wiekowość anime. Trzeba jednak brać poprawkę na to, że wszystko tutaj było rysowane  ręcznie, bez pomocy komputerów, które sporo pomagają przy tworzeniu dzisiejszych anime.
Muzyka jest całkiem przyjemna, wykonana na tradycyjnych instrumentach. Piosenki to może i nie wielkie hity, ale brzmią dobrze i pasują do klimatu produkcji. Opening oczywiście jak to w anime z gatunku "Super Robot" bywa zachwala tytułową maszynę i jej pilota. Warto nadmienić, że piosenki w anime tym wykonuje prawdziwa legenda, bardzo popularna zwłaszcza wśród starszych fanów - Ichiro Mizuki.
Głosy postaci są dobrze dopasowane i dobrze oddają ich charaktery. Kouji brzmi jak dzielny nastolatek, Dr.Hell jak okrutny, zły do szpiku kości maniak, a Sayaka jak typowa nastolatka w anime.

Pozostaje zatem pytanie - czy warto zapoznać się z "Mazingerem"? Bardzo zależy to od tego, czy jesteś drogi czytelniku fanem starych anime lub anime z robotami. Jeśli nie jesteś fanem ani tego, ani tego, to Mazingera możesz sobie spokojnie odpuścić. Widzowie, którzy po anime oczekują  pełnej szczegółów, przyjemnej dla oka kreski albo skomplikowanej historii też raczej powinni Mazingera sobie darować.
Jeżeli jednak chcecie zobaczyć, od czego zaczął się szał na roboty w anime i skąd wzięła się większość stereotypów w nich ukazywanych, to z Mazingerem jak najbardziej warto się zapoznać.

Typ Anime - Seria telewizyjna
Rok produkcji -1972
Pełny Tytuł: „Mazinger Z"
Reżyseria: Go Nagai
Scenariusz: Go Nagai
Muzyka: Akira Ifukube, Michiaki Watanabe, Ichiro Mizuki
Gatunek: Super Robot, Komedia
Liczba Odcinków: 92
Studio: Toei Animation
Ocena Recenzenta: 5/10
Ciekawostki:
-"Mazinger Z" powstawał równocześnie z inną serią Go Nagaiego - "Devilman". Nagai traktował Mazingera jako swoistą odskocznię od poważnego, brutalnego i mrocznego komiksu, jakim był "Devilman".
-Wprowadzony w Mazingerze Z podział na mechy męskie i żeńskie został zaadaptowany w niektórych nowszych anime. Najsłynniejszym przykładem jest chyba "Shinkon Gattai Godannar!!"
-Do tej pory nie powstały dobrej jakości napisy do tego anime. Jedyne dostępne suby do Mazingera Z wykonane są kaleczonym angielskim. Są to tzw. "crabstick subs" wykonane przez sprzedających podrabiane wydania DVD anime ludzi z Hong-Kongu. Co zabawne, choć czasem idzie się domyślić co twórcy napisów mieli na myśli, tak chwilami suby całkowicie nie pasują do tego, co dzieje się na ekranie.
Screeny:






O tym czym jest serce i dlaczego czasem boli -"Saber Marionette J" (1996)

Co by było, gdyby świat został nagle pozbawiony wszystkich kobiet? Złośliwi powiedzą pewnie, że powstałby świat idealny, bo nie trzebaby było znosić ciągłego "zawracania dupy" itd. Osobiście spekulowałbym jednak, czy świat, w którym mieszkaliby sami mężczyźni byłby tak idealny. Jasne, że nikt by nam nie zrzędził o tym, że "znowu z piwskiem w łapie mecz oglądamy, miast w domu pomagać". Nikt nie wymuszałby też na nas kupna nowych modnych fatałaszków. Ale nikt również, drodzy panowie, nie powiedziałby nam, jak bardzo nas kocha. Nikt nie pomagałby nam w problemach, z którymi sam facet nie da sobie rady. No i nie zapominajmy też o tym, że nie byłoby i na kogo popatrzeć. O problemie zapewnienia trwałości gatunku już nie wspomnę.
Dalej was nie przekonałem, że świat bez kobiet byłby tragiczny? Zachęcam zatem do zapoznania się z bardzo mądrą, świetnie zrealizowaną komedią romantyczną - "Saber Marionette J". Bez wątpienia przekona ona was, że obie płcie są naszemu światu niezbędne. Ale od początku...

Z powodu rosnącego skażenia powierzchni ziemii, ludzkość postanawia wyruszyć w kosmos na poszukiwania nowej planety, na której mogłaby się osiedlić. Na pokładzie stacji kosmicznej "Mezopotamia" koloniści wyruszają w daleką podróż przez galaktykę. Niestety, w pewnym momencie dochodzi do awarii systemu i astronauci zmuszeni są do ewakuacji i przymusowego lądowania na planecie "Terra II".
Katastrofę przeżyło jedynie 6 osób. W dodatku sami mężczyźni. Jest to nie lada problem, biorąc pod uwagę fakt, że facet z facetem dzieci mieć nie może i nijak nie uda się zaludnić tej nowej planety. Jeden z ocalałych wpada jednak na pomysł, by z genów 6 rozbitków utworzyć klony. Plan zadziałał i ludzkość przetrwała. Problem w tym, że wszystkie klony również są facetami. Czymże tu zapełnić teraz pustkę, powstałą przez brak kobiet? A no specjalnie zaprojektowanymi androidami - "Marionetkami" - które swoim wyglądem przypominają ludzkie kobiety. Problem jest tylko taki, że jakoże są maszynami, wyzbyte są wszelkich emocji.
Mija 300 lat. Otaru Mamiya to młody, zdrowy, aczkolwiek nieco biedny obywatel państwa "Japoness". Podczas gdy jak co dzień wykonuje swoją pracę, spotyka bogatego jegomościa - Hanagatę Mitsurugiego. Ten zaczyna stroić sobie żarty z biednego Otaru, co ostatecznie prowadzi do bójki na pobliskim moście. Otaru z łatwością powala sługusów Hanagaty, nim jednak dobierze się do skóry bogatemu lalusiowi... belka na której stoi pęka i nasz bohater wpada prosto do rwącej rzeki. Ta zanosi go w okolice starego muzeum. Nie mając nic lepszego do roboty, nasz bohter wchodzi do środka. Dociera do pomieszczenia z obrazem pięknej dziewczyny. Napis na tabliczce głosi "Ku pamięci ludzkiej kobiety". Otaru nie jest jednak dane nacieszyć się pięknym obrazem, bowiem pod jego nogami nagle otwiera się zapadnia, przez którą wpada do jakiegoś starego, zapomnianego laboratorium. Znajduje tam kapsułę, w której śpi piękna Marionetka. Otaru przypadkowo wybudza ją ze snu i... zgadnijcie co? Okazuje się, że Marionetka ta jest całkiem inna niż wszystkie. Bowiem w przeciwieństwie do innych, Lime (bo tak zwie się nasza piękna Marionetka) potrafi się śmiać, płakać oraz podobnie jak prawdziwy człowiek - kochać. Od razu wyznaje naszemu bohaterowi miłość. Nie trzeba być wielkim geniuszem, by domyślić się, że dziewczyna wprowadzi mnóstwo zamieszania do życia nie tylko Otaru, ale i całego państwa Japoness. A na tym kłopoty naszego bohatera się nie kończą. Wkrotce bowiem obudzi jeszcze dwie inne Marionetki - troskliwą, aczkolwiek chytrą Cherry i silną, pewną siebie Bloodberry. W związku z tym, że wszystkie trzy dziewczęta są w nim zakochane bez pamięci, nasz bohater staje przed nie lada problemem. Jak bowiem zażegnać konflikt między trzema rywalizującymi o niego pannicami? Jakby tego było mało, okazuje się, że Hanagata również coś do Otaru chyba czuje. Problemy sercowe to jednak nie jedyne zmartwienie naszego bohatera, bowiem państwu Japoness, jak i wszystkim innym na planecie Terra II zagraża zbuntowane imperium Gartlandu pod przewodnictwem fuhrera Fausta. Spodziewajcie się zatem pełnej akcji i uczuć zwariowanej historii, która nie raz chwyci was za serce, zaskoczy czymś niespodziewanym oraz sprawi, że z odcinka na odcinek z pewnością będziecie coraz bardziej przywiązani do bohaterów.

Coś, co mnie naprawde oczarowało w "Saber Marionette J" to fakt, że mimo typowego schematu z haremowej komedyjki, gdzie jeden bohater jest adorowany przez kilka panienek, twórcom udało się stworzyć naprawdę piękną, pouczającą bajkę, która bezgranicznie wciąga widza do swojego magicznego świata. Warto bowiem zaznaczyć, że historia tu ukazana, podobnie jak ta z "Nadesico" umiejętnie balansuje pomiędzy wydarzeniami radosnymi i smutnymi. Dzięki temu nie raz będziemy rozbawieni widząc wygłupy Lime i pozostałych, nie raz również relacje między bohaterami chwycą nas mocno za serce, a nawet sprawią, że uronimy łzy wzruszenia. Dodajmy do tego świetnie zrealizowane starcia z żołnierzami imperium Gartlandu oraz mnóstwo nieoczekiwanych zwrotów akcji. Fabuła wbrew pozorom nie jest tak przewidywalna, jak chwilami mogłoby się zdawać i zapewniam, że wiele razy będziecie zaskoczeni tym, co się wydarzy. Sam finał historii jest bardzo dobrze przemyślany i gwarantuję wam, że z całą pewnością bardzo mocno chwyci on was za serce i da do myślenia.

Bohaterowie to stanowczo najmocniejsza strona tej produkcji. Większość komicznych sytuacji powstaje właśnie dzięki nim. Lime np. przez swoją dziecięcą ciekawość i niewinność patrzy na świat z całkowicie innej perspektywy niż pozostali bohaterowie, dzięki czemu swoimi komentarzami i pytaniami potrafi niesamowicie rozbawić. Hanagata to typowy fajtłapa i pechowiec, który przez to, że nie potrafi opanować swojego snobistycznego charakteru bardzo często dostaje po mordzie od pozostałych bohaterów. Jest też swoją drogą najczęściej wylatującym poza horyzont bohaterem w tej serii. Dodajmy do tego jeszcze Cherry, która na co dzień opanowana, traci całkowicie głowę, gdy Otaru jest dla niej miły - zaczyna wtedy fantazjować na temat różnych romantycznych scen z udziałem jej i Otaru.
Oczywiście postacie nie są tutaj tylko po to, by stanowić element humorystyczny. Ich charaktery są bardzo wyraziście nakreślone, a relacje między nimi głębokie i bardzo dobrze przemyślane. Co warte jest wspomnienia, bohaterowie rozwijają się przez cały czas trwania serii. Lime, na przykład, z początku jest jak dziecko, które całe dnie spędzać chce na zabawie ze swoim ukochanym Otaru. Z biegiem czasu jednak nauczy się odpowiedzialności za żywe stworzenie, zrozumie dlaczego serce czasem się cieszy, a czasem boli, dlaczego każda żyjąca istota musi w końcu umrzeć oraz co to znaczy naprawde kogoś kochać.
Taki rozwój przejdą niemal wszystkie postacie w tym anime. Również czarne charaktery, które choć początkowo wydają się typowymi "Tymi złymi" znanymi z innych anime, to szybko okaże się, że nie bez powodu zachowują się w taki, a nie inny sposób. Oni również mają swoje wyraźne cele i pobudki.
Szczerze mówiąc, w anime tym nie było chyba takiego bohatera, który choć trochę nie zaskarbiłby sobie mojej sympatii. Oni wszyscy naprawde żyją. Nie są w żadnym calu sztuczni.

Oprawa audiowizualna jest wyśmienita. Przesympatyczne projekty postaci z całą pewnością przypadną do gustu nie tylko młodszym widzom. Panienki są niezwykle urodziwe, męscy bohaterowie całkiem przystojni, a tła niezwykle szczegółowe i kolorowe. Animacja jest płynna, aczkolwiek chwilami dopatrzeć się można w niej uproszczonych, bądź powtórzonych scen. Zdarzają się też sytuacje, w których twarze bohaterów mają dziwnie rozmieszczone oczy (jedno niżej od drugiego), jednak widzowi, który nie jest przyzwyczajony do wychwytywania takich szczegółów nie powinno to ani rzucić się w oczy, ani przeszkadzać.
Muzyka jest rewelacyjna. Opeing jest rytmiczny i szybko wpada w ucho, ending zaś jest spokojniejszy i naprawde przepiękny. Warto nadmienić, że wszystkie wokalne piosenki w tym anime wykonała legendarna seiyuu Megumi Hayashibara (m.in Rei z NGE), która użycza tutaj głosu Lime. Motywy muzyczne przygrywające w tle wydarzeń idealnie podkreślają ich nastrój i potęgują uczucia, które dana scena wywołuje u odbiorcy. Głupawkowe, rytmiczne piosenki świetnie pasują do wariactw bohaterów, wolniejsze, smutniejsze brzmienia zaś bardzo dobrze oddają nastrój bardziej przykrych scen.
Głosy postaci są rewelacyjne i idealnie pasują do każdej z nich. Lime brzmi jak ciekawe świata dziecko, Cherry jak kochająca gospodyni domowa, Bloodberry jak pewna siebie chłopczyca, a Hanagata jak snobistyczny szlachcic, spoglądający na innych z góry. To samo tyczy się czarnych charakterów. Głos Fausta brzmi rewelacyjnie i idealnie oddaje jego chłodny, pozbawiony wszelkich skrupułów charakter. Podobnie jak w przypadku "Dragon Half" odnoszę wrażenie, że aktorzy naprawde rewelacyjnie bawili się przy odgrywaniu swoich ról.

Cóż zatem mogę rzec o "Saber Marionette J"? Stanowczo jest to jedna z moich ukochanych serii i z czystym sumieniem polecam ją KAŻDEMU. Wielkie brawa dla twórców, bo udało im się stworzyć bajkę, która z całą pewnością spodoba się całej rodzinie. Bohaterowie są autentyczni i pełni życia, historia wciąga niezmiernie, muzyka jest prześliczna, a kreska przyjemna dla oka. Humor ukazany w serii bawi wyśmienicie a przy tym nigdy nie przekracza odpowiednich granic. Nie przegapcie okazji, by obejrzeć to anime! Jeśli to możliwe, najlepiej z całą rodziną. Gwarantuję wam, że czeka was 25 odcinków świetnej, chwytającej za serce opowieści, która wyraźnie pokazuje, że serce to naprawde skomplikowany mechanizm, że nie ma nic piękniejszego niż miłość, oraz że bez kobiet nasz świat byłby smutny i nudny.

Typ Anime - Seria telewizyjna
Rok produkcji -1996
Pełny Tytuł: „Saber Marionette J"
Reżyseria: Masami Shimoda
Scenariusz: Katsumi Hasegawa, Ken'ichi Kanemaki, Masaharu Amiya, Mayori Sekijima, Sumio Uetake, Tomofumi Nobe
Muzyka: Parome, Megumi Hayashibara
Gatunek: Komedia romantyczna, dramat, science-fiction
Liczba Odcinków: 25
Studio: Hal Film Maker, Studio Junio
Ocena Recenzenta: 10/10
Porcja ciekawostek:
-Pomimo że "Terra II" przez ponad 300 lat zaludniona była jedynie przez mężczyzn, nikt z nich nie był homoseksualistą. Pierwszym homoseksualnym mężczyzną na tej planecie, jest Hanagata, który żeby było śmieszniej jest sąsiadem głównego bohatera.
-Słowa openingu zmieniają się w późniejszych odcinkach serii, by odzwierciedlić fakt, że bohaterowie się rozwijają
-Robot pojawiający się w późniejszych odcinkach serii - "Japonessguar" - używa ataku będącego oczywistym nawiązaniem do staroszkolnego mecha anime - "Mazinger Z". Robot strzela bowiem wielkimi, granatowymi rakietowymi pięściami. Tej samej barwy były pięści Mazingera, którego jeden z ataków polegał właśnie na ich wystrzeleniu.
Screeny:





niedziela, 26 maja 2013

"Dragon Half" (1993) -czyli jak w ciągu godziny wyśmiać większość stereotypów w staroszkolnych anime

      Chyba każdy z nas zna chociaż jedną bajkę o walecznym rycerzu i smoku. Cny rycerz przybywa do zamku, gdzie dowiaduje się, że w okolicy grasuje straszny smok, który pożera dziewice. Nasz bohater oczywiście decyduje się zgładzić potwora i zdobyć rentę...znaczy, "rękę" królewny. A potem mamy wesele. I żyli długo i szczęśliwie.
Co stanie się jednak, jeśli nasz rycerz, gdy stanie oko w oko z bestią miast ją zgładzić... zakocha się w niej i postanowi ją poślubić? Jeszcze lepiej - doczeka się z nią dziecka? A no o tym właśnie, drodzy czytelnicy, jest recenzowane dziś anime.

  Mink to młoda, urodziwa dziewczyna, mieszkająca ze swoją postrzeloną rodzinką w niewielkiej wiosce. Większość swojego czasu nasza bohaterka spędza na oglądaniu w telewizji koncertów swojego ukochanego idola - przystojnego Dicka Saucera. Nie byłoby w tym fakcie zapewne nic dziwnego, gdyby nie to, że piękniś prócz śpiewania, trudni się jeszcze zabijaniem smoków... a nasza bohaterka, jakby nie patrzeć, jest w połowie smoczycą. Nie trudno się domyśleć, że wyniknie z tego powodu sporo kłopotów. Jak bowiem Mink ma zbliżyć się do swojego ukochanego, skoro należy do znienawidzonej przez niego rasy?
Na szczęście jest na to rada. Przyjaciółka Mink wspomina o czarodziejskim "Eliksirze Pido", który jest w stanie zmienić tego, kto go wypije, w normalnego człowieka. Nasza bohaterka oczywiście pełna entuzjazmu postanawia wyruszyć w drogę, by odszukać czarodziejski napój. Zabiera ze sobą swoje dwie najbliższe przyjaciółki - Pię i Rufę - i razem wyruszają w pełną przygód podróż, podczas której przyjdzie im stawić czoła wielu niebezpieczeństwom.

   "Dragon Half" to typowa bajka, opowiedziana jednak w nietypowy sposób. No bo w której innej bajce, historia ukazana jest z punktu widzenia półsmoczycy zakochanej w piosenkarzu smokobójcy? Jak nie trudno się domyśleć, taki sposób przedstawienia opowieści wiązał się będzie ze sporą dawką absurdalnego czasami, aczkolwiek nigdy nie wykraczającego poza granice dobrego smaku humoru.
W tym momencie od razu wypada zaznaczyć, że do "Dragon Half" należy podejść z dystansem. Nie należy po tym anime oczekiwać epickiej opowieści o walce dobra ze złem czy też wnikliwej analizy uczuć bohaterów. Bardziej należy nastawić się na szaloną głupawkę i wyśmianie typowych zagrań znanych z innych anime. A parodii jest tu mnóstwo. Już sam fakt, że rycerz poślubił smoczycę i ma z nią dziecko potrafi nieźle rozbawić. Dodajmy jeszcze do tego fakt, że tata Mink jest momentami nieco zbereźny i ma tendencje do flirtowania z każdą napotkaną panną, co prowadzi do częstych kłótni i bójek z małżonką.
Czarne charaktery również zostają wyśmiane. Przykładowo - w miejsce podstępnego, inteligentnego czarnego maga dostajemy pechowego nieudacznika, którego "czary" sprowadzają się do wytwarzania dymu przy użyciu odpowiednio spreparowanego lodu i wiaderka z wrzątkiem.
Mamy również żarty przekraczające tzw. "Czwartą Barierę", wyśmianie typowych fanserwisowych zagrań w anime i wiele więcej. Świetne są też dialogi bohaterów, które przez naprawde umiejętną grę słów oraz zastosowanie w odpowiedniej scenie potrafią naprawde porządnie rozbawić. Spodziewajcie się również odniesień do świata realnego, jak choćby do branży idoli muzycznych.

Oprawa audiowizualna prezentuje się dość dobrze, choć wyraźnie widać, że jest nieco przestarzała. Postacie narysowane są w groteskowy, prześmiewczy sposób, tła są kolorowe i raczej nie nadzbyt szczegółowe. Animacja nie chrupie, ale też płynnością nie powala. Z racji tego, że jest to komedia, zdecydowanie przeważają tutaj sceny ze zdeformowanymi, uproszczonymi postaciami.
Muzyka wpasowuje się idealnie w klimat anime. Podobnie jak ukazana historia jest zwariowana i pełna głupkowatych dźwięków. Na szczególną uwagę zasługuje ending, który jest szurniętą wariacją jednego z utworów Ludwiga van Beethovena. 
Głosy postaci brzmią świetnie i idealnie pasują do ich charakterów. Z racji tego, iż jest to komedia, przeważają oczywiście wariacko brzmiące głosy ze specyficznym akcentem. Wyraźnie słychać, że aktorzy świetnie bawili się podczas odgrywania swoich ról. Co warto nadmienić, głosy bohaterów brzmią rewelacyjnie zarówno w oryginalnej wersji językowej, jak i angielskim dubbingu, co jest wybitną rzadkością w anime.

Ostateczny werdykt? "Dragon Half" to nie seria przełomowa, ale zdecydowanie warta uwagi. Pełna jest wariackiego, aczkolwiek utrzymanego w granicach dobrego smaku humoru, postacie mimo swojej prostoty są sympatyczne i bardzo łatwo je polubić, oprawa wizualna nie kłuje w oczy, ale też nie zachwyca niczym szczególnym, głosy postaci idealnie pasują do każdej z nich, a muzyka to radosna głupawka idealnie pasująca do klimatu tej komedii. Dla ludzi oczekujących po anime po prostu świetnej rozrywki, "Dragon Half" jest serią idealną. Dwa półgodzinne odcinki, pełne radosnej głupawki to świetny sposób na spędzenie wolnego czasu. Widzowie, którzy oczekują jednak prócz tego czegoś więcej, powinni raczej poszukać innej serii LUB zapoznać się z mangą, na podstawie której powstało to anime. Prócz świetnego humoru posiada ona również świetnie napisaną historię z pięknym przesłaniem. O niej jednak wspomnę bardziej szczegółowo innym razem.

Typ Anime - OVA
Rok produkcji -1993
Pełny Tytuł: „Dragon Half"
Reżyseria: Shinya Sadamitsu
Scenariusz: Ryuusuke Mita
Muzyka: Kouhei Tanaka
Gatunek: Komedia romantyczna, parodia, fantasy
Liczba Odcinków: 2
Studio: Kadokawa Shoten
Ocena Recenzenta: 7/10

Porcja ciekawotek:
-OVA powstała na podstawie mangi pod tym samym tytułem. Ekranizuje jednak bardzo niewielką jej część, bowiem zaledwie kilka pierwszych rozdziałów. Historia w mandze jest dużo bardziej rozbudowana i moim skromnym zdaniem jest jedną z najlepszych baśni, jakie miałem okazję przeczytać
- Ending, będący wariacją jednego z utworów Beethovena, to zdecydowanie jedna z najoryginalniejszych aranżacji muzyki klasycznej, jakie można usłyszeć w anime
-Kilku bohaterów przypomina ekipę znaną z innego staroszkolnego anime "Slayers". Dick Saucer można rzec to bardziej rozgarnięta wersja Gourryego. Co ciekawe, podobnie jak on włada magicznym mieczem.
Screeny:





piątek, 24 maja 2013

Cthulhu, Sexowne androidy i wielkie maszyny - czyli "Tatakae!! Iczer-1!" (1985)

        Najechali na nas kosmici! Tak znowu. Jakoś ziemia wydaje im się najatrakcyjniejszą planetą do podbicia, spośród pierdyliardów innych ciał niebieskich znajdujących się we wszechświecie. Nie żeby mieli zły gust, bo lokalizacje, widoki, czy też warunki do życia mamy wcale nienajgorsze. Inna sprawa, że niektórzy mieszkańcy mogą irytować swoim zachowaniem, no ale hej, od czego kosmici mają te wszystkie lasery, roboty, latające spodki i inne pierdoły? Jak ktoś za bardzo podskakuje, to wystarczy potraktować go lazorem i od razu jaki spokojny. Inna sprawa, że jakiś taki sztywny i spopielony, ale to w końcu nie kosmitów wina, że ziemianie jakoś kiepsko znoszą działanie ich środków uspokajających.
Tak więc, kosmici ponownie na nas najeżdżają. Kto im stawi opór? Nie, tym razem to nie będzie Getter Robo. Nie będzie to też Godzilla. Ani tym bardziej Evangeliony. Do walki z najeźdźcami stanie... panikująca nastolatka, wspierana przez sexowną kosmitkę. Zapowiada się na kiczowaty badziew? Jak najbardziej. Czy kiczowatym badziewem jednak jest? Spekulowałbym.

    Nagisa Kano to niczym nie wyróżniająca się nastolatka. Ma kochających rodziców, chodzi do liceum, spędza czas z przyjaciółkami itd. Jej życie zmienia się jednak diametralnie, kiedy w drodze do szkoły napotyka osobliwie ubraną, piękną dziewczynę. Nim jednak zdąży zapytać, skąd ma takie modne łaszki, ta znika bez śladu.
W szkole Nagisa jak każda typowa nastolatka, zmagać się musi z testami. No ale, czy którakolwiek z was, drogie czytelniczki, podczas pisania wypracowania pada ofiarą ataku kosmicznego jęzora wyrastającego z głowy siedzącej naprzeciw koleżanki? Serio? W każdym razie. Nagisa oczywiście zaczyna wrzeszczeć. Kiedy jednak słyszy głos profesora i otwiera oczy... po ozorze nie ma śladu, a cała klasa patrzy na nią, jak na debilkę.
Na przerwie szkolnej Nagisa dalej nie morze zrozumieć, co takiego zaszło. Czy możliwe jest, że sobie całą tę sytuację uroiła? Koleżanka próbując poprawić jej humor zaczyna naigrywać się z przedstawienia odstawionego przez Nagisę w klasie. Śmiech szybko przeradza się jednak we wrzask, kiedy koleżanka Nagisy-jak i wszystkie pozostałe uczennice-zmienia się w okropne monstrum ze szkaradną maską na twarzy. Przerażona Nagisa wypada poza barierkę i spada z dachu szkoły. Niechybnieby pewnie zginęła, ale w porę na ratunek przybywa piękna dziewczyna, którą wcześniej widziała w drodze do szkoły. Kiedy Nagisa budzi się i widzi swoją wybawczynię jest bardziej... przerażona niż uradowana i ku zdziwieniu dziewczyny ucieka.
Podczas ucieczki wpada w łapy kolejnego monstrum. Ponownie jednak ratuje ją spotkana wcześniej dziewczyna. Nagisa traci przytomność.
Budzi się w swoim własnym domu. Może to wszystko to był tylko zły sen? Idzie do kuchni zjeść spokojnie śniadanie. Jak na złość jednak, ponownie pada ofiarą ataku potworów, którymi tym razem okazują się być... jej własni rodzice. Gdyby nie interwencja pięknej nieznajomej, nasza pechowa bohaterka pewnie dawno zostałaby zgwał...ekhem...zgładzona przez złych kosmitów. Złotowłosa nieznajoma w końcu przedstawia się. Nazywa się "Iczer-1" i jest androidem, który chce ochronić Nagisę i ziemię przed atakiem rasy obcych zwanej "Cthulhu". Prosi Nagisę, by jej pomogła, ponieważ tylko razem będą w stanie powstrzymać złych kosmitów. Dziewczyna jest jednak zbyt przerażona i zrozpaczona po tym wszystkim co ją spotkało. Wymierza Iczer-1 policzek, po czym ucieka. Na ziemię tymczasem przybywa potężna maszyna sterowana przez obcych. Czy Iczer-1 uda się przekonać Nagisę, żeby jej pomogła? W końcu od tego zależy los całej planety?

  Jak z krótkiego streszczenia początku historii łatwo wywnioskować dostajemy kolejne anime z serii "Źli kosmici vs. ziemianie". I oczywiście ponownie los naszej planety spoczywa w rękach nastolatki. Co jednak jest w tej serii oryginalnego, to fakt, że... nastolatka ta nie jest dzielnym, nieustraszonym bojownikiem sprawiedliwości. Nasza bohaterka w zaistniałej sytuacji zachowuje się tak, jak zachowałaby się zapewne większość jej rówieśniczek - panikuje, wrzeszczy, płacze i stara się za wszelką cenę uciec przed monstrami. Gdyby nie pomoc Iczer-1 zapewne nie dałaby sobie rady w walce z obcymi.
Skoro już przy postaciach jesteśmy. Jedyną, oryginalną pod względem zachowania bohaterką jest tutaj chyba tylko Nagisa. Pozostałe postacie to typowe charaktery znane z innych serii sci-fi. Iczer-1 to nieustraszona kosmitka, która buntuje się przeciwko swej własnej rasie i staje po stronie ziemian. Oprócz niej będziemy mieli "Wielką Zła Królową Obcych", "Potęznego i Niebezpiecznego Rywala" oraz "Potwory Tygodnia". Wspomniałem o tym, że wszystkie kosmitki to seksowne kobiety? W dodatku lesbijki? Nie? A co z "paskudnymi monstrami" spytacie? Otóż są to zwierzątka tychże kosmitek. Osadzane są w ciałach ludzi, by poprzez podstępny atak z ukrycia podbić naszą planetę. Jak sprytnie~.
Oh, a czy wspomniałem o fakcie, że tylko dzięki Nagisie, Iczer-1 może wezwać swojego potężnego robota? I że o ile Iczer-1 pilotuje go w kombinezonie, tak Nagisa jest w kokpicie nagusieńka jak ją Pan Bóg stworzył? Fanserwis zawsze w cenie.
Mimo że jest to seria nastawiona głównie na akcję, to relacje między postaciami, przynajmniej głównymi, wcale nie są takie złe. Mamy co prawda standardowe "Tylko razem możemy ocalić wszechświat" itd., ale oprócz tego między Nagisą a Iczer-1 zaobserwować możemy powoli rozwijającą się więź. Nie należy jednak spodziewać się wielce głębokich relacji, jak w obyczajówkach czy romansach. Bo i w sumie skoro ziemia jest zagrożona, to nie ma co marnować czasu na nadmierne czułostki prawda?

O ile pod względem fabularnym i postaciowym anime troche kuleje, tak nadrabia to oprawą audiowizualną. Seria całkiem nieźle zniosła próbę czasu. Projekty postaci oraz animacja w "Iczer-1" wcale nie są takie złe i nawet po upływie tak wielu lat patrzy się na nie z przyjemnoscią. Mamy tu prześliczne dziewczęta, ogromne, świetnie zaprojektowane a przy tym nie przekombinowane roboty oraz straszne potwory. Czego chcieć wiecej od starego animu?
Animacja również jak wspomniałem jest całkiem dobra. Statycznych scen nie ma wcale aż tak dużo, a na ekranie nieustannie coś się dzieje. O ile fabuła momentami jest przygłupawa, tak efektowne potyczki same w sobie są w stanie utrzymać widza przy ekranie. Nasza bohaterka zwalczać będzie kosmitów przy użyciu wszelkiej możliwej bronii - pocisków laserowych, mieczy świetlnych czy właśnie potężnych robotów.
Muzyka to stanowczo jedna z mocniejszych stron tej produkcji. Rytmiczne, ociekające esencją lat 80-tych kawałki bardzo fajnie wpasowują się w tło starć i słucha się ich naprawde przyjemnie, nawet poza samym anime. Głosy postaci dobrane są bardzo dobrze. Nagisa brzmi jak bojaźliwa nastolatka; Iczer-1 jak piękna obrończyni sprawiedliwości; Szefowa obcych zaś ma ponury i zniekształcony głos jak na wredną bestię przystało. Wielkie brawa dla aktorów, bo świetnie udało im się oddać charakter bohaterów, w których się wcielają.

Cóż zatem można ogólnie rzec o Iczer-1? Seria to średniak. Typowe anime w którym kosmici napadają na ziemię, a nastolatka z pomocą zbuntowanej kosmitki starają się ich powstrzymać. Relacje między postaciami są, ale nie nadzbyt głębokie, fabuła jest dośc przewidywalna  i momentami trochę przygłupia, a charaktery postaci raczej niczym wybitnym nie zaskakują. Prawdziwą ucztą jest jednak oprawa audiowizualna, która mimo upływu czasu dalej prezentuje się bardzo dobrze. Czy seria jest warta uwagi? Raczej tylko dla zagorzałych fanów staroszkolnych serii. Reszta może sobie spokojnie odpuścić, chyba że chce zobaczyć, czym jarali się ich starsi koledzy. Odradzam jednak oglądanie tego anime młodszym widzom. Momentami może być ono dla nich zbyt brutalne i przerażające.

Typ Anime - OVA
Rok produkcji -1985
Pełny Tytuł: „Tatakae!! Iczer-1!” („FIGHT!! Iczer-1!”)
Reżyseria: Toshihiro Hirano
Scenariusz: Toshihiro Hirano
Muzyka: Michiaki Watanabe
Gatunek: Super Robot, Yuri, Horror, Science-Fiction
Liczba Odcinków: 3
Studio: AIC
Ocena Recenzenta: 6/10

Tradycyjnie, kilka ciekawostek na koniec:
-Iczer-1 pomimo bycia bohaterką wiekowego anime doczeka się wkrótce nowej figurki. Ruchoma, o wysokości 9,5 cm zostanie wydana w lipcu tego roku.
-"Iczer-1" pojawiło się w "Super Robot Taisen". W dodatku, w jednej z najlepiej przyjętych przez fanów odsłon - "Super Robot Taisen L" na Nintendo DS.
-Za projekty maszyn w "Iczer-1" odpowiada słynny Masami Obari, znany z prac przy takich hitach jak "Super Beast Machine God Dancouga", "Haja Taisei Dangaioh", czy choćby "Super Robot Taisen OG: The Inspector"

Screeny:





środa, 22 maja 2013

Głupki w kosmosie - czyli "Martian Successor Nadesico" (1996)


Anime o podboju kosmosu było już multum. Temat ten kochany jest przez Japończyków i od dawien dawna raczą nas oni dziełami, w których załoga ogromnego okrętu kosmicznego przemierza odległe zakamarki wszechświata. Najpopularniejszymi seriami z tego gatunku są chyba „Macross” oraz „Space Battleship Yamato”. W tej recenzji chciałbym jednak przybliżyć czytelnikom serię mniej znaną, a ciekawą, również zaliczaną do odmiany Space Opera, jednak zgoła odmienną, niż wszystkie. Oto przed państwem „Bojowy Statek Kosmiczny Nadesico” i jego zwariowana załoga.

Przyszłość, rok 2195. Ludzie już dawno opuścili ziemię i zaczęli kolonizować kosmos, głównie Marsa i Księżyc. Wszystko wskazywało na to, że nadchodzi wspaniałą era podbojów kosmicznych. Wszelkie marzenia ludzkości o beztroskiej eksploracji wszechświata runęły jednak w momencie ataku obcych z okolic Jowisza. Kosmici błyskawicznie podbili Marsa i zbliżali się do Ziemi. Szybko okazało się, że żadna forma ofensywy nie jest w stanie ich powstrzymać. Na szczęście Ziemia miała jeszcze jednego asa w rękawie... Organizacja „Nergal Heavy Industries” postanowiła wysłać przeciwko obcym potężny statek bojowy – tytułowe „Nadesico”. Problemem stał się jednak brak załogi. „Nergal” wyrusza więc na poszukiwania. Nie ma jednak zamiaru rekrutować weteranów wojennych. Jako że Nadesico ma być projektem możliwie jak najmniej zależnym od wojska, Nergal postanawia skompletować załogę złożoną całkowicie z cywilów. Zatrudniają zatem m.in. Szalonego modelarza, przeprowadzającego szalone eksperymenty w swoim garażu, dziewczynkę, obdarzoną inteligencją wysoko zaawansowanego technologicznie komputera, , zwariowanego Otaku mechatarda, którego największym marzeniem jest walka w imię sprawiedliwości, aktorkę użyczającą głosu postaciom w popularnych anime, czy choćby ukochaną córeczkę pewnego nadopiekuńczego tatusia. Ostatnim, niezaplanowanym członkiem załogi, zostaje młody kucharzyna, pracujący w niewielkim barze – Akito Tenkawa – który jest jedynym ocalałym z ataku Jowiszan na Marsa. Chciałby on spędzić resztę swojego życia pichcąc w spokoju najróżniejsze potrawy. Niestety, przez napady paniki, wywołane wspomnieniami z Marsa, zostaje wylany. Właściciel Baru tłumaczy mu, że odstrasza mu klientów. Przybity Akito zbiera swoje manatki i wynosi się. Wracając do domu zderza się z bagażem, wypadłym z samochodu, z którego wysiada młoda dziewczyna. Przeprasza ona niezmiernie Akito za wypadek. Podczas gdy razem z chłopakiem zbierają rozsypane w wyniku kraksy rzeczy, zdaje sobie ona sprawę, że gdzieś już go chyba spotkała. On jednak zaprzecza, po czym żegna się z dziewczyną. Gdy ta odjeżdża, chłopak dostrzega że zapomniała zabrać jednego zdjęcia. Okazuje się, że widnieje nań właśnie ta dziewczyna jako dziecko a obok niej... Akito. Wtedy dopiero Tenkawa zdaje sobie sprawę, że jednak faktycznie kiedyś się z nią spotkał. Jest to Yurika Misumaru – jego przyjaciółka z dzieciństwa, która przeprowadziła się z Marsa na Ziemię niedługo przed atakiem Jowiszan. Akito rusza w pogoń za samochodem, by zwrócić jej zdjęcie. Chce też spytać dziewczynę o coś ważnego. Wdaje się jednak w szarpaninę ze strażnikami „Nergal” i w wyniku tego ląduje w areszcie. Tam, podczas przesłuchania, zostaje mu złożona propozycja dołączenia do projektu Nadesico na stanowisku kucharza pokładowego. Akito zgadza się. W czasie przechadzki po statku trafia do hangaru, gdzie jest świadkiem dość komicznej sceny. Oto główny oblatywacz mechów na Nadesico łamie sobie nogę, w trakcie wyprowadzania super specjalnego ataku. Nim głupek zostanie zabrany do skrzydła szpitalnego, prosi Akito, by zabrał z kokpitu jego „skarb” i mu go przyniósł. Okazuje się nim być zabawkowy robot ze słynnego anime „Gekiganger III”. Zanim Akito zdąży jednak wyjąć go z kokpitu, Jowiszanie napadają na miejsce, gdzie znajduje się Nadesico. W tej sytuacji chłopak, wbrew swej woli, ląduje za sterami Aestivalisa. Podczas gdy wyjeżdża windą z hangaru, wdaje się w rozmowę z Yuriką, która - jak się okazuje - jest panią kapitan Nadesico. Ta przypomina sobie o Akito i cała uradowana powierza swojemu „księciu w lśniącej zbroi” misję obrony okrętu, nim ten zdoła cokolwiek powiedzieć. W ten oto sposób trafia on na pole bitwy, z czego nie jest oczywiście zadowolony i panicznie stara się za wszelką cenę uciec przed przeciwnikami. Dzięki losowemu uderzaniu we wszystkie możliwe stery w Aestivalisie, udaje mu się jakimś cudem zrozumieć, na jakiej zasadzie działa maszyna, dzięki czemu skuteczniej radzi sobie z przeciwnikiem. Z pomocą przybywa mu Nadesico, które - przy użyciu „Działa Grawitacyjnego” - niszczy cały wrogi oddział. Dzięki swoim „zasługom” na polu bitwy, Akito zostaje awansowany z kuchcika na oblatywacza Aestivalisów. Nasz bohater nie jest jednak tym faktem uradowany. Walka na śmierć i życie z kosmitami to ostatnia rzecz, o której marzył. Mimo wszystko zostaje na pokładzie Nadesico. Ma bowiem nadzieję, że biorąc udział w misji na Marsa, będzie miał szansę się dowiedzieć, co wydarzyło się tamtego dnia podczas ataku Jowiszan. Ma też kilka niecierpiących zwłoki pytań do Yuriki. Nie zdaje sobie jednak do końca sprawy, w jakie wariatkowo przez to się wplątał.

„Nadesico” choć posiada wszystkie cechy gatunku „Space Opera” zdecydowanie różni się od innych tego typu anime. Najważniejszą różnicą jest chyba to, że - w przeciwieństwie do większości podobnych serii - nie traktuje samej siebie śmiertelnie poważnie. Serial bardzo często przeskakuje od scen poważnych, typowych dla swojego gatunku, do radosnej, beztroskiej głupawki, podczas której obserwujemy coraz dziwniejsze wybryki zwariowanej załogi. Robi to jednak na tyle umiejętnie, że nie drażni widza, a udaje mu się dzięki temu zachować różnorodność wydarzeń na ekranie, dzięki czemu z ekranu ani na chwilę nie wieje nudą. Daje to również wrażenie, że statek naprawdę tętni życiem, a bohaterowie to prawdziwi ludzie, którzy owszem, potrafią zachować powagę, gdy wymaga tego sytuacja, ale umieją również czerpać radość z życia. Postacie to zdecydowanie najmocniejsza strona tej produkcji. Jest to naprawdę barwna menażeria, spośród której każdy ma swój własny, niepowtarzalny charakter. Co warto nadmienić, każdy z członków tej zwariowanej załogi parodiuje inny popularny w mandze i anime typ bohatera, a niektórzy z nich wyśmiewają nawet stereotypowe wizerunki fanów. Urabitake to parodia modelarza, który bez pamięci kolekcjonuje figurki z anime; Gai to stereotypowy mechatard pełną gębą, który ma kręćka na punkcie starych seriali z robotami i nieustannie naśladuje swoich ukochanych bohaterów, nie przejmując się uwagami ze strony pozostałych członków załogi; Hikaru to typowa otaku, która ubóstwia wszelkie możliwe anime, a co więcej jest dość zapaloną rysowniczką doujinshi; Yurika zaś to typowa nastolatka z anime, która powagę zachowuje jedynie na mostku kapitańskim, a poza nim zapomina o Bożym świecie i codziennie marzy o swoim księciu w lśniacej zbroi oraz wymyśla coraz to nowe sposoby, by uwieść Akito. Ten ostatni jest dość ciekawym bohaterem , który - choć jest obiektem zainteresowania - płci żeńskiej, to - w przeciwieństwie do takich bohaterów jak Hideki z „Chobits”, czy Yuki Rito z „To Love Ru”- nie jest typowym fajtłapą, który traci głowę w obecności ładnych dziewcząt, Nasz bohater, szczerze powiedziawszy, zachowuje się bardzo normalnie. Ba, potrafi nawet, bez mrugnięcia okiem, odpędzić zbyt natrętne zalotniczki. Nie jest też stereotypowym bohaterskim pilotem, czy wyszkolonym żołnierzem. Marzy jedynie o rondlu, co jest całkowicie sprzeczne z typowym wizerunkiem pilota w mecha anime. Tak sympatyczni, zwariowani bohaterowie naprawdę błyskawicznie zyskują sobie sympatię widza, rozbawiając nieraz do łez swoimi coraz bardziej szalonymi wygłupami.

Całe anime jest też pastiszem najbardziej znanych w Japonii produkcji. Znajdziemy tu nawiązania do takich anime jak „Macross”, „Gundam”, „Getter Robo”, czy choćby „Space Battleship Yamato”. Poza tym, Nadesico serwuje też widzowi naprawdę dobrze napisane dialogi, które, poprzez umiejętną grę słów, niesamowicie bawią. Doliczmy też świetny humor sytuacyjny, który- oprócz wyśmiewania typowych schematów w anime, czy grach wideo - raczy nas także parodiami elementów kultury oraz popkultury japońskiej i nie tylko. Dzięki tego typu humorowi zobaczyć będziemy mogli m.in Yurikę, biegającą po okręcie i odprawiająca pogrzeby dla rodzin członków załogi we wszystkich możliwych obrządkach, i zmieniającą strój przed każdym z nich; Gaia twierdzącego, iż Akito nie ma prawa nazywać się prawdziwym fanem „Gekigangera” co przypomina oldfaga krytykującego młodocianego fana; Koncert idolek na okręcie - będący ukłonem w stronę „Macrossa”. Pod względem audiowizualnym Nadesico prezentuje się całkiem dobrze. Szczegółowe projekty maszyn i statków, wykonane z rozmachem bitwy kosmiczne pełne błysków, wybuchów oraz kolorowych pocisków, sympatyczni bohaterowie, narysowani naprawdę miłą dla oka kreską. W oczy mogą rzucić się jedynie momentami ponownie wykorzystane ujęcia oraz nieco uproszczone rysunki robotów, podczas szybszych akcji. Opening i wszystkie piosenki to lata 90te pełną gębą. Są szybkie, rytmiczne i błyskawicznie wpadają w ucho. Grające w tle wydarzeń motywy zaś są dopasowane do sytuacji i potrafią świetnie podkreślić zarówno zwariowany nastrój, panujący na okręcie, jak i emocje bohaterów w poważniejszych, czy smutniejszych scenach. Pan Takayuki Hattori spisał się naprawde wybornie. Świetnie prezentują się też głosy postaci. Każdy z bohaterów brzmi tak, jak brzmieć powinien. Gai ma mocny, nieco zachrypnięty głos, Ruri z kolei dziecięcy, a Yurika donośny i piskliwy.

Nadesico, mimo swojego wieku, stanowczo jest serią wartą uwagi. Pokazana w nim historia nie nuży, a naprawdę przyciąga widza do ekranu. Co więcej, jak się potem okazuje, kryje w sobie dużo więcej, niż na początku się zdaje. Bohaterowie to naprawdę barwna i żywa ekipa, spośród której na pewno każdy wybierze sobie własnych faworytów, jest bowiem w czym wybierać. Relacje między nimi są ukazane w sposób autentyczny, humor jest dobrze przemyślany i bawi, nie sprawiając przy tym wrażenia upchniętego na siłę. Warto również nadmienić, że seria nie ucieka się - jak wiele dzisiejszych - do częstych zbliżeń na krągłości bohaterek. Oprawa audiowizualna to również kawał dobrej roboty, dzięki czemu oglądanie Nadesico jest naprawdę przyjemne.
Z drugiej strony nie ma jednak sensu ukrywać faktu, że przy serii najlepiej będą bawić się Ci fani, którzy choć trochę orientują się w starych anime, typowych charakterach postaci oraz znają dobrze popkulturę japońską i działanie fandomu. Widzowi niezaznajomionemu z tymi tematami sporo może umknąć i niekoniecznie zrozumie on humor zawarty w Nadesico. Seria posiada też jeden dość poważny mankament. Otwarte zakończenie, które uzupełnione jest jedynie przez grę wideo, (chcąc się z nią zapoznać, należy zakupić konsolę „Dreamcast”), oraz film kinowy, którego nie warto oglądać, gdyż zrujnował wszystko, co w serii było dobrego i również ma otwarte zakończenie. Uważam jednak, że mimo to warto czasem, zamiast obejrzeć kolejną mniej ambitną serię, którymi ostatnio Japończycy nas raczą, spojrzeć nieco w przeszłość i obejrzeć Nadesico. Tak, jest to teoretycznie kolejny show z wielkimi robotami, okrętem kosmicznym i nastolatkiem - podchodzi jednak do tej tematyki zgoła odmiennie, niż wiele innych serii Jest to zdecydowanie jedna z najlepszych staroszkolnych produkcji i warto ją znać choćby po to, by wiedzieć, jak kiedyś wyglądały naprawdę dobre anime.

Typ Anime - Seria Telewizyjna
Rok produkcji -1996
Pełny Tytuł: „Kidou Senkan Nadesico” („Martian Successor Nadesico”)
Reżyseria:Tatsuo Satou
Scenariusz: Mamoru Konoe, Shou Aikawa i inni
Muzyka: Takayuki Hattori
Gatunek: Space Opera, Komedia romantyczna, dramat, mecha
Liczba Odcinków: 26
Studio: XEBEC
Ocena Recenzenta: 10/10

Tak poza recenzją - kilka ciekawostek na temat Nadesico:
-”Nadesico” okazało się na tyle popularne, że jest częstym gościem w najsłynniejszej serii gier o wielkich robotach w Japonii - „Super Robot Taisen”. Do tej pory pojawiło się w aż 7 odsłonach tej sagi.
- Ruri Hoshino jest bezsprzecznie najpopularniejszą bohaterką tej serii. Zyskała sobie tak dużą popularność wśród fanów, że często nawiązania do niej pojawiają się w wielu innych anime. Jednym z najbardziej widocznych z nich jest jej obecność w „MM!” na dakimakurze. Ruri doczekała się również największej liczby figurek ją przedstawiających spośród wszystkich bohaterów „Nadesico”.
-Wymyślone na potrzeby serialu anime „Gekiganger-3” wywołało tak duży pozytywny odzew wśród widzów, że doczekało się własnej serii OVA mu poświęconej. Większość fanów uważa, że to właśnie ta seria powinna zostać uznana za ostatnie dzieło w sadze „Nadesico”, podczas gdy film „Prince of Darkness” winien zostać wykreślony z historii serii.

Screeny:





Słowem wstępu...

Utworzenie bloga, na którym mógłbym postować recenzje rzeczy, które mnie pasjonują rozważałem już od dłuższego czasu. Do tej pory jednak, głównie przez matury i natłok obowiązków nie byłem w stanie wygospodarować wolnej chwili, ażeby tworzeniem takiego się zająć. Teraz z racji dłuższych wakacji postanowiłem się w końcu za to zabrać.

Blog ten poświęcony będzie GŁÓWNIE recenzjom:
-Staroszkolnych anime i mang (lata 70-90)
-Mecha Anime i mang
-Gier wideo
-Figurek

Oprócz tego od czasu do czasu relacjonował tu będę wydarzenia, których będę uczestnikiem, oraz pisał tu będę o róznych, randomowych czasami rzeczach.

Pierdoły powitalne mamy już za sobą, zatem bierzmy się do roboty.