środa, 31 lipca 2013

Piękność na futurystycznym motorze, pustynni bandyci i salon pełen lolitek - "Cream Lemon: Pop Chaser"(1985)

Dzisiaj na warsztat weźmiemy coś nietuzinkowego. Zajmiemy się bowiem starym, animowanym... pornolem. Tak jak w recenzji "Project A-Ko" wspomniałem, dziś przyjrzymy się trochę bliżej jednemu z epizodów "Cream Lemon" - "Pop Chaser".
Zapytacie pewnie, jaki jest sens recenzować coś, co teoretycznie sprowadza się tylko i wyłącznie do seksu. A no i tu jest haczyk - "Pop Chaser" posiada całkiem zgrabnie nakreśloną fabułę i całkiem zabawne, udane gagi. Zacznijmy jednak od początku...

Przez pustynne równiny z wielką prędkością zasuwa tajemnicza piękność na futurystycznym motocyklu. Wkrótce dociera ona do wielkiego "Neo Kansas City". Ku jej zdumieniu jednak, miasto, mimo że dość spore, jest bardzo ciche i opustoszałe. Nigdzie nie widać żywej duszy. W związku z tym, nasza bohaterka postanawia udać się do najbliższego baru, by dowiedzieć się czegoś więcej na temat miasta. Jakież musiało być jej zaskoczenie, gdy zamiast tradycyjnego kowbojskiego salonu trafiła na... Salon pełen wystrojonych w urocze szkolne mundurki dziewczątek! Właściciel baru jest niezwykle rad, że w końcu pojawił się jakiś klient i natychmiastowo zaprasza naszą bohaterkę do środka.
Tam dowiaduje się ona, że miasto jest nękane przez niejakiego Zacka Ichimi i jego bandę pustynnych rozbójników.
W pewnym momencie Ryou - bo tak zwą naszą bohaterkę - zostaje zaczepiona przez jedną z dziewczyn pracujących jako hostessy - małą Mai. Jest ona wyraźnie bardzo zainteresowana naszą bohaterką - wypytuje ją o imię, prawi jej komplementy itd. Właściciel baru odpędza jednak natrętną pannicę, obawiając się że ta spłoszy mu klientkę. Ryou  jakoś nieszczególnie widzi się spędzanie nocy w tym wariatkowie. Na jej nieszczęście jednak, jest to jedyny działający bar z noclegiem w okolicy, stąd zmuszona jest jednak tu przenocować.
Późną nocą w jej pokoju odwiedza ją Mai. Okazuje się, że dziewczyna chce prosić Ryou o pomoc. Tłumaczy jej, że "Sailorkowy Bar" to ostatni funkcjonujący bar w okolicy, stąd najprawdopodobniej wkrótce padnie ofiarą ataku Zacka i jego bandy. Ryou po krótkim namyśle postanawia pomóc dziewczynie pokonać Zacka i uratować bar. Uradowana Mai dziękuje jej z całego serca. Nie ma jednak nic, czym mogłaby się jej odpłacić za pomoc... w związku z tym, oferuje jej całą siebie. Nieźle zaskoczona Ryou stara się wybrnąć jakoś z tej niezbyt komfortowej sytuacji, jednak ostatecznie ulega Mai i spędzają wspólnie upojną noc.
Nasza bohaterka budzi się następnego ranka zadowolona i wypoczęta... kiedy nagle ku jej zdziwieniu bar wylatuje w powietrze. Okazuje się, że to Zack i jego banda napadli na ostatni czynny bar w okolicy, by ukraść wszystkie możliwe trunki i porwać wszystkie dziewczęta tu pracujące.
Ryou nie ma zamiaru pozwolić, by bandziorom uszło to na sucho. Wsiada na swą maszynę i rusza za nimi w pościg.


Coś, co mnie bardzo pozytywnie zaskoczyło w "Pop Chaser" to fakt, że mimo że anime to klasyfikowane jest jako hentai, to znacznie więcej jest w nim wartkiej akcji i rewelacyjnego humoru, aniżeli scen seksu. Również fabuła, mimo że to prosta i krótka historyjka, jest całkiem dobra i potrafi zainteresować.
Wracając do humoru jeszcze - jest on naprawde abstrakcyjny i chwilami tak absurdalny, że nie w sposób nie wybuchnąć szczerym śmiechem widząc, co bohaterowie wyczyniają. Pomijając już fakt, że ktoś wpadł na genialny pomysł, by w pustynnym mieście otworzyć "Sailorkowy Bar" z hostessami - najbardziej rozbawiła mnie scena, w której Mai czerpie aż taką przyjemność ze stosunku z Zackiem, że nie potrafi zapanować nad swoimi rękami i uderza nimi losowo w stery i przyciski jego robota, powodując że ten zaczyna ostrzeliwać wszystko wokół rakietami i pociskami, a co jeszcze śmieszniejsze, maszyna zaczyna robić świetne uniki i Ryou nie jest w stanie jej trafić. Jest to oczywista parodia znanego schematu spotykanego w mecha anime, że pilot, nawet jeśli nie ma za cholerę pojęcia, który guzik co robi i tak będzie w stanie świetnie pilotować maszynę, nawalając w losowe przyciski. A takich parodii schematów mamy tu więcej. Można dopatrzeć się tutaj również np. pastiszu typowych tekstów i zagrań, jakie spotkać można w innych animowanych pornolach.
Komiczna jest również finałowa scena tego anime, ale zdradzenie jej zepsułoby cały jej urok, stąd pozostawiam ją wam do sprawdzenia we własnym zakresie.

O bohaterach za dużo nie można powiedzieć, biorąc pod uwagę fakt, że jest to jednoodcinkowa opowiastka. Ich charaktery są proste i nie nazbyt skomplikowane. W dużej mierze parodiują one różne typy postaci, jakie spotkać możemy w anime. Mamy tutaj przesłodką lolitkę (która okazuje się być cwańsza i bardziej niegrzeczna, niż wygląd zewnętrzny na to wskazuje); pięknego i silnego szefa bandytów; czy też w miarę opanowanego szefa baru, który jak się okazuje ma fetysz mundurków szkolnych.
Relacje między postaciami do najgłębszych również nie należą. Ale czego w sumie spodziewać się po krótkiej, szalonej komedii z nutką pikanterii?

Pod względem oprawy audiowizualnej "Pop Chaser" wypada bardzo ładnie. Śliczne i schludne projekty postaci, kolorowe tła i płynna, niezgrzytająca animacja działają na korzyść tej produkcji. Podobały mi się również całkiem projekty mecha, które wyglądem bardzo podobne są do maszyn z "Macrossa" czy "Orgussa".  Rewelacyjnie wyglądają również grymasy, które przyjmują twarze bohaterów. Niektóre z nich są tak dziwaczne, że ciężko nie roześmiać się na ich widok.
Jedyny minus, jaki mi się rzucił w oczy to kilka powtórzonych ujęć. Nie będzie to jednak pewnie przeszkadzać widzom, którzy nie starają się wyszukiwać wszelkich niedociągnięć w animacji.
Muzyka to lata 80te pełną gębą. Przeważają skoczne, szybkie i rytmiczne piosenki idealnie podkreślające dynamizm wydarzeń na ekranie. Nie są to może jakieś niesamowite hity, ale zdecydowanie wpadają w ucho.
Głosy postaci dobrano bardzo dobrze, dzięki czemu każdy z bohaterów brzmi przekonująco. Najlepiej moim zdaniem spisał się aktor użyczający głosu Zackowi - idealnie udało mu się oddać charakter szarmanckiego i niebezpiecznego zarazem przywódcy gangu.

"Pop Chaser" z pewnością przełomowym hitem nie jest. Jednak zdecydowanie jest to takie anime, które ogląda się z przyjemnością. Graficznie wypada bardzo dobrze, motywy muzyczne szybko wpadają w ucho, głosy postaci brzmią przekonująco, a fabuła, jak na jednoodcinkową produkcję, prezentuje się całkiem ciekawie. Również humor zawarty w tym anime potrafi całkiem nieźle rozbawić. Ogółem mówiąc - pół godzinki całkiem udanej animacji.
Nie jest to jednak OVA dla każdego. Mimo że treści pornograficznych nie ma w tym anime aż tak dużo, jak w dzisiejszych hentai, to nadal jest to produkcja przeznaczona tylko dla dorosłego widza.
Typ Anime - OVA
Rok produkcji - 1985
Pełny Tytuł: „Cream Lemon: Pop Chaser”
 Reżyseria: Hiroyuki Kitakubo
Scenariusz: Hiroyuki Kitakubo
Gatunek: Parodia, Komedia, Hentai
Liczba Odcinków: 1
Studio: Fairy Dust
Ocena Recenzenta: 7/10

Screeny:





poniedziałek, 29 lipca 2013

Roboty, kosmici i nadludzko silne licealistki - "Project A-ko" (1986)

Lata 80te to iście magiczny okres dla anime. Bardzo często spotkać się możemy z tekstami pokroju: "80's had the best girls/moe/mecha/everything". Czy faktycznie w tym okresie powstało wszystko co najlepsze bym spekulował, jednak zdecydowanie zaznaczyć trzeba, że serie z tego okresu wywarły bardzo silny wpływ na wiele późniejszych anime. To właśnie w latach 80tych bowiem, narodziła się większość charakterów, stereotypów, czy typowych zagrań, jakie możemy spotkać również w dzisiejszych produkcjach.
Z tego okresu pochodzi również m.in jedna z moich ulubionych OVA - "Project A-ko". Pozytywnie zakręcona komedia, która bardzo trafnie parodiuje większość zagrań znanych z anime lat 70tych i 80tych.

Pewnego pięknego słonecznego dnia... w ziemię przypierniczył meteoryt. Wielki kamulec przyrżnął oczywiście w niezwykle zaludnione miasto i rozpiździł je w drobny mak... zmiatając przy okazji wszystko dookoła. W efekcie po wielkiej metropolii została jedynie wielka dziura w ziemii.
No ale, ludzie z gorszymi tragediami styczność już mieli, toteż odbudowanie miasta po zderzeniu z meteorytem problemem dla nich nie jest. Po 16 latach miasto jest jak nowe, co więcej - staje się jednym z najbardziej rozwiniętych miast na świecie.
I w tymże właśnie "szczęśliwym" mieście żyją sobie nasze główne bohaterki - obdarzona nadludzką siłą, śliczna rudowłosa A-ko oraz jej niziutka, dziecinna i niesamowicie urocza koleżanka - radosna blondyneczka C-ko. Obie pannice poznajemy w dniu, kiedy mają pierwszy raz pójść do swojej nowej szkoły. Jak oczywiście nie trudno się domyśleć, A-ko zaspała i przez to obie są już bardzo, bardzo spóźnione. Nasz sympatyczny rudzielec błyskawicznie narzuca na siebie mundurek, łapie tosta w buzię i prędko wybiega z domu, zgarniając ze sobą przy okazji C-ko, która akurat po nią przyszła. Po przebiegnięciu kilku ulic i przeskoczeniu kilku budynków są już w szkole... niestety jednak spóźnione.
No nic, zdarza się.
Dziewczęta zostają przedstawione swojej nowej klasie. Z racji tego, że C-ko jest równie szurnięta, co urocza, natychmiastowo przyciąga uwagę wszystkich ludzi w klasie... zwłaszcza pięknej, wywodzącej się z bogatego domu B-ko. Proponuje ona, by A-ko i C-ko usiadły w ławkach obok niej. Jak się okazuje, chce ona mieć dwie nowe panienki na oku, jednak nie po to, by się z nimi zaprzyjaźnić. O nie, B-ko ma co do nich dużo bardziej intrygujące plany. Jak nietrudno się domyśleć wynikną z tego niezłe kłopoty... a to nie jedyny problem, z jakim borykać się będą musiały nasze dwie świeżo upieczone licealistki. Przyjdzie im bowiem również m.in stawić czoła... kosmitom!

"Project A-Ko" zatem to naprawdę zdrowo szurnięta komedia, która poprzez genialne dialogi, świetnie przemyślane gagi sytuacyjne i parodie innych produkcji ma za zadanie rozśmieszyć widza. I przyznać trzeba, że wychodzi jej to rewelacyjnie. Przez całe półtorej godziny, które trwa ta OVA siedziałem i ryczałem niemal nieustannie ze śmiechu. Twórcy wyśmiali dosłownie każdy stereotyp oraz sparodiowali każdą najbardziej znaną serię z lat 70-80. Uświadczymy tu parodie m.in takich anime jak "Getter Robo", "SDF Macross", "Dragon Ball", "Hokuto no Ken", czy choćby "Iczer".

Postacie są niesamowicie sympatyczne i nie w sposób ich nie polubić. A-ko to ucieleśnienie terminu "moe" z lat 80tych. Posiada w sobie wszystkie cechy, jakie śliczna panienka z anime powinna mieć. Jest ładna, nieco roztargniona i ma dłuuugie włosy. Jej koleżanka C-ko to parodia każdej typowej animowanej lolitki - rozgadana, dziecinna i pozytywnie zakręcona. Ma też tendencję do płakania z byle powodu.
B-ko zaś to pastisz "tych złych" postaci z anime. Rywalka, która non stop wymyśla coraz to nowe sposoby, by pogrążyć główną bohaterkę. Każdy z tych sposobów oczywiście zawodzi i nasza intrygantka zmuszona jest kombinować dalej. Obowiązkowo też ma swoich wiernych sługusów - kilka mniej urodziwych uczennic. Ba, jedna z nich to ogromna, umięśniona babka przypominająca swą fizjonomią Kenshiro z "Hokuto no Ken". Co dodatkowo śmieszy, to ogromne babsko ma... piskliwy głosik ośmiolatki.
Nauczycielka również jest niezwykle zakręconą postacią. Nie dość, że nie potrafi często zapanować nad cierpiącą na ADHD C-ko, to jeszcze jak się okazuje uwielbia używać zwrotow z innych języków, co skutkuje pięknym engrishem.
Prócz tych postaci dane nam będzie również ujrzeć nadużywającego alkoholu kosmitę, czy też tajnego, aczkolwiek niesamowicie pechowego agenta. Kaskady śmiechu zatem murowane.

Oprawa audiowizualna jest naprawde rewelacyjna. Projekty postaci są prześliczne i na pewno spodobają się widzowi. Tła również są szczegółowe, malowane w odpowiednio dobranych barwach. Animacja jest niesamowicie płynna i nie ma w niej żadnych niedoróbek. Wszystko dopięte na ostatni guzik.
Muzyka jest świetna. Przeważają oczywiście wariackie nuty, pasujące idealnie do klimatu tej produkcji, ale dane nam będzie również usłyszeć kilka naprawdę dobrych piosenek - co ciekawe - wykonanych w języku angielskim... i to nie engrishu, a naprawdę dobrym angielskim.
Głosy postaci są bardzo dobrze dobrane i nie sprawiają wrażenia sztucznych. Najbardziej szczerze mówiąc rozśmieszał mnie głos C-ko - piskliwy i pełen radości, idealnie pasujący do małej dziewczynki z ADHD.

Co mogę ogólnie rzec o "Project A-ko"? Zdecydowanie warto obejrzeć. Zwłaszcza, jeżeli znacie choć kilka starszych produkcji. Wtedy frajda z oglądania tej komedyjki jest jeszcze większa, bowiem doszukiwać się możecie nawiązań. Oprawa audiowizualna nie zestarzała się moim zdaniem ani trochę, ba, powiem nawet że jest dużo lepsza niż w wielu nowszych anime. Wszystko dopięte na ostatni guzik i wykonane starannie. Widać, ile serca w to wszystko włożyli twórcy. Żarty są zabawne i nigdy nie wykraczają poza granice dobrego smaku. Również fanserwis nie jest nachalny i dawkowany jest w odpowiednich ilościach. Macie wolne półtorej godzinki i chcecie je przyjemnie spędzić? Łapcie się za "A-ko". Najlepiej obejrzeć tę serię z kilkoma znajomymi. Ubaw jest bowiem dużo większy, kiedy możemy pośmiać się z innymi.
Serię jak najbardziej polecam każdemu, bez względu na upodobania, każdy znajdzie tu coś dla siebie. Brać w ciemno.
Typ Anime - OVA
Rok produkcji - 1986
Pełny Tytuł: „Project A-ko”
 Reżyseria: Katsuhiko Nishijima
Scenariusz: Katsuhiko Nishijima, Yuuji Moriyama
Muzyka: Touji Akasaka
Gatunek: Parodia, Komedia
Liczba Odcinków: 1
Studio: Studio A.P.P.P
Ocena Recenzenta: 9/10

-Starsi fani pewnie kojarzą, że perełkę tę wydano nam także w Polsce. Słynne "Video Rondo" wydało nam to anime na kasecie VHS. Polski tytuł brzmi "Księżniczka z Alfa Sydney". Jeśli macie trochę czasu i chęci, polecam poszukać sobie tejże kasety i ją nabyć. Wbrew pozorom nie powinno być trudne wyszperanie jej na jakiejś aukcji/konwencie itd. Zawsze można ją też odkupić od starszego fana.

-Seria miała początkowo należeć do serii OVA pt. "Cream Lemon". Była to saga składająca się z (często będących również parodiami) hentai. Starszym widzom zdecydowanie serię te polecam. Nie jest tak wulgarna jak większość dzisiejszych animowanych porno, a dodatkowo - ma fabułę i nie raz świetne gagi. Tak, kiedyś jak się chciało, to i porno animu dobre można było zrobić.
Zdecydowanie najbardziej polecam "Pop Chaser!" z tej serii. Świetny pastisz stereotypow spotykanych w mecha anime. Recenzja tejże OVA prawdopodobnie niedługo tutaj zawiśnie.

Screeny:






sobota, 27 lipca 2013

SUPER ROBOT TAISEN: OPERATION EXTEND (część 1)

Ci co /m/ 4chanowe odwiedzają, pewnie już o wszystkim wiedzą...
18 lipca BANPRESTO wydało kolejną odsłonę kochanej na całym świecie sagi "Super Robot Taisen", w której swoje siły łączą bohaterowie róznych mecha anime. Nowa część nazywa się "Super Robot Taisen OE(Operation Extend) i nie ukrywam, że moim zdaniem jest to jak do tej pory najlepsza część całej serii.

Gra wydawana jest w formie 8 epizodycznego DLC. Każdy z 8 epizodów zawiera ok. 30 misji. Prócz tego BANPRESTO wydaje również mini paczki z dodatkowymi misjami pobocznymi. W sumie możemy się zatem spodziewać minimum 300 misji. To aż TRZY RAZY WIĘCEJ niż w najdłuższym do tej pory "Super Robot Taisen IMPACT" które liczyło sobie ponad 100 misji.

Zestaw serii również jest pokaźny. Na dzień dobry dostajemy ok. 30 serii, a jak zapowiadają twórcy, ma być ich jeszcze więcej (pogłoski donoszą, że ok. 50!)
Obecnie znany skład:
Tengen Toppa Gurren Lagann^
Armored Trooper VOTOMS (Seria TV + OVA)^
Blue Come SPTLayzner^
Zettai Muteki Raijin-Oh^
Gosaurer^
Ganbaruga^
Daiteio ^
Lord of Lords Ryu Knight
Keroro Gunsou*^
Code Geass: Lelouch of the Rebellion
Zoids*^
Zoids Genesis
Gundam 0079^
Gundam 0080^
Gundam 8th Ms Team^
Z Gundam
ZZ Gundam
G Gundam
Wing Gundam ^
00 Gundam ^
SEED Destiny
Dunbine 
L-Gaim
Jushin Liger
Getter Robo Armaggedon^
Shin Mazinger^
Patlabor (wersja TV i film)*^
Macross F^
Goshogun^
Dancouga^
NG Knight Lamune & 40^

* - debiuty
^ - Seria pojawia się w pierwszej częśći gry

Grę kupiłem oczywiście od razu w dniu premiery. Ba, od razu nabyłem obowiązkowo tzw. "Full Pack" (wszystkie 8 części naraz), żeby nie musieć potem dokupywać kolejnych epizodów, a od razu mieć zaprenumerowaną całą grę.

Zdążyłem już przejść pierwszy epizod. I jakie są moje odczucia? Gra jest rewelacyjna! Dopieszczona pod każdym względem! Pierwsza część zawiera 31 misji + 2 misje w trybie tzw. "Symulatora".

Głównymi bohaterami tej odsłony są Seishirou Kusanagi - młody as pilotażu - oraz Himari - urocza i młoda pilotka, stawiająca swoje pierwsze kroki w kierowaniu mechami. Oboje pilotują wspólnie główną maszynę - Exalta - nowoczesnego robota należącego do organizacji "Connect Force" (drużyna, którą dowodzi w tej części gracz). W trakcie swoich misji Seishirou i Himari spotkają bohaterów wielu różnych mecha anime, takich jak Adeu z "Ryu Knight", Kamina z "Gurren Lagann", Keroro z "Keroro" czy też Lelouch z "Code Geass". Wspólnie zmagać się będą nie tylko z przeciwnikami "tych dobrych" z poszczególnych serii anime. Będą musieli stawić również czoła dziwnej rasie obcych, która coraz częściej zaczyna mieszać we wszechświecie.

Graficznie gra prezentuje się prześlicznie. Przyznam, że jestem raczej zwolennikiem gier 2D, ale trójwymiarowe modele maszyn w OE wyglądają tak dobrze, że oczarowały mnie totalnie. Pełne szczegółów, drobnych detali, a przy tym poruszające się z niezwykłą płynnością. Wyraźnie widać, że ekipa pracująca nad grą włożyła w nie mnóstwo pracy.
Kilka filmików, na których możemy zaobserwować roboty w akcji. Od razu uprzedzam, że w grze modele te wyglądają jeszcze lepiej:

Gurren Lagann



Wing Gundam Zero


Scope Dog


Muzycznie gra wypada równie rewelacyjnie. Jeżeli dalsze części OE mają mieć tak dobrą muzykę, jak pierwsza, to zdecydowanie jest na co czekać. Piosenki nie dość że brzmią świetnie, to jeszcze kompozytorom udało sie idealnie zachować ducha oryginalnych utworów z anime. Poniżej kilka przykładów:

"Nekketsu! Yussha Lamunes"



"Arashi no Nakade Kagayaite"

"Sorairo Days"

Pod względem grywalności gra również jest świetna. System jest bardzo intuicyjny i łatwy do opanowania nawet dla osoby, która nie jest obeznana w języku japońskim. Zarówno rozbudowa robotów w menu intermisji, jak i wydawanie im rozkazów na polu są naprawde proste i rozpracowanie "Co i jak" nie powinno zająć dużo czasu.
 Co mnie bardzo mile zaskoczyło - miast mapki z wizerunkami głów/pionków przedstawiających roboty, oddano nam do dyspozycji w pełni trójwymiarowe mapy, po których poruszają się w pełni zanimowane maszyny. Biegają, skaczą po wzgórzach, fruwają... Rewelacja!
Wprowadzono również ciekawą możliwość ponownego rozgrywania misji. Dzięki temu, aby ponownie przejść ulubioną misję, nie jesteśmy już zmuszeni do tworzenia zapisu gry, przechowującego tę misję. Zamiast tego możemy ją sobie po prostu wybrać z listy i przechodzić ją tyle razy, ile tylko chcemy.

Gra zapowiada się zatem rewelacyjnie. Jeżeli dalsze epizody mają być równie dobre, jak pierwszy, to OE ma szanse stać się najlepszym SRW do tej pory.
Będę się starał umieszczać szczegółowe informacje o kolejnych epizodach tak szybko, jak to tylko możliwe.

wtorek, 16 lipca 2013

Słoniki na patyku, krótkie spódniczki i szurnięci naukowcy - Makeruna! Makendo (1995)

Jak zaczyna się każde anime z gatunku Mahou Shoujo? Śliczna i niewinna gimnazjalistka jest właśnie w drodze do/ze szkoły, napotyka czarodziejskie zwierzątko, które nagle ni z tego ni z owego wręcza jej podejrzanie wyglądające ustrojstwo, które umożliwia jej transformację w "Piękną i Waleczną", odzianą w skąpy strój strażniczkę miłości i sprawiedliwości, której zadaniem jest ochrona wszechświata przed kolejnym  samozwańczym bogiem/kosmitami/klanem zmutowanych szympansów ninja/etc (niepotrzebne skreślić). Zawsze swoją drogą zastanawiał mnie fakt, dlaczego te czarodziejskie kłąbki sierści uważają, że często jeszcze niedojrzałe emocjonalnie, mające zerowe pojęcie o walce dziewczątka są idealnymi kandydatkami do takiej roboty...
W każdym razie, na dobrą sprawę każde anime z czarodziejskimi dziewczynkami zaczyna się w taki właśnie sposób (nawet uważana za wybitnie oryginalną "Madoka"). A potem równie schematycznie rozwija się fabuła - dziewczynka dostaje kolejne power upy, rekrutuje nowe czarodziejki, zmiata z powierzchni ziemi kolejne pomioty szatana etc etc.
Nic dziwnego, że ktoś w końcu wpadł na pomysł, by wyśmiać całkowicie wszelkie stereotypowe zagrania znane z Mahou Shoujo. W tym oto celu powstało ciekawe, zabawne, choć mało znane jednoodcinkowe anime, na podstawie serii gier na SNESa pod tym samym tytułem - "Makeruna! Makendo"

Kaimyouji Eizan był typowym nastolatkiem... do czasu, gdy został porwany przez szurniętego naukowca - Dr.Mud - który to postanowił przemienić chłopaka w cyborga imieniem "Makenka", żeby przy jego pomocy podbić cały świat (ależ to ambitne!). Naszemu chłopaczkowi niezbyt podoba się jednak fakt, że miast łapy ma teraz armatę i zmuszony jest nosić obcisły silikonowy kombinezon. Rzuca się wściekły na naukowca i domaga się zwrotu swojego ciała. Gdy ten odmawia, Makenka spuszcza mu łomot... i przez przypadek go zabija. Cóż, wypadki chodzą po ludziach (zwłaszcza szurniętych). W wyniku takiego rozwoju spraw, Makenka ucieka z laboratorium celem znalezienia kogoś, kto pomoże mu odzyskać normalne ciało.

Zmiana sceny~. Tsurugino Mai, typowa licealistka, wraca właśnie ze szkoły. Niczym cień sunie za nią podejrzany jegomość o zielonej bujnej fryzurze, jakiej Goku mógłby mu pozazdrościć, ubrany w znoszoną detektywistyczną kurtkę. Jak się okazuje, Mai jest najlepszą w tym mieście łowczynią potworów, a podejrzany jegomość to jej przełożony. Stara się on nakłonić dziewczynę, aby wróciła do swej pracy jako "Piękna i Waleczna Obrończyni Ludzkości". Mai jednak niezbyt widzi się marnować czas na spuszczanie łomotu jakimś dziwnym monstrom. Zwyczajnie jej się to przejadło, a i perspektywa napieprzania zombiaków magicznym bokenem, będąc ubraną w za krótką spódniczkę nie wygląda już tak kusząco (dla niej) jak na początku. W tym momencie pojawia się młodsza siostra Mai - Hikari - i widząc, że obok jej ukochanej "Onee-chan" szlaja się jakiś podejrzany typ, rzuca się na biednego szefunia i spuszcza mu łomot. Mai tłumaczy siostrze, iż Doro nie jest podejrzanym pedofilem (choć na takiego w sumie wygląda), tylko jej przełożonym, detektywem ze specjalnej policji tropiącej monstra. Hikari  nie ukrywa swojego podniecenia i zafascynowania tym całym "tropieniem monstrów". Widząc jej entuzjazm, Doro próbuje sprytnie wkręcić ją w ten biznes. Gdy jednak ma jej wręczyć czarodziejskie "Coś" do przemiany, Mai ingeruje i zabiera mu artefakt. Nie ma zamiaru pozwolić na to, by jej młodsza siostra świeciła niemal gołą dupą pod pretekstem zwalczania zagrażających ludzkości potworów. Wkrótce jednak zmuszona będzie zmienić zdanie, bowiem na miasto napadnie zorganizowana grupa cyborgów, których celem jest schwytanie ukrywającego się tu gdzieś Makenki. Czy dziewczęta poradzą sobie z nowymi przeciwnikami? Czy Makenka odzyska swoje ciało i czy Hikari, podobnie jak jej siostrze, przyjdzie zostać seksowną mahou shoujo? By się tego dowiedzieć, będziecie musieli obejrzeć to anime. A warto, bo uśmiejecie się przy nim naprawdę nieźle.

Jak z opisu nietrudno wywnioskować dostajemy szurniętą, totalnie szaloną komedię, która wyśmiewa większość stereotypów znanych w anime z gatunku "Mahou Shoujo" i nie tylko. Fabuła nie jest zbytnio skomplikowana, co nie powinno jednak dziwić, biorąc pod uwagę fakt, że cała OVA to zaledwie jeden odcinek. Prawdziwym daniem głównym tego anime są przegenialne gagi, które rewelacyjnie parodiują wszystko, co tylko da się sparodiować. 
Jak zapewne wiecie, czarodziejki używają różnych przedmiotów do przemiany, prawda? "Księżycowe Diademy", "Lustereczka", "Suknie Ślubne". Mnóstwo tego było. No ale, powiedzcie mi moi drodzy, czy kiedykolwiek widzieliście, aby pannica zmieniała się w czarodziejkę przy użyciu... złotego słonika osadzonego na patyku, którego trąba dodatkowo układa się w znak "V" jak victoria? Albo miecza, przypominającego wyglądem zmutowaną cukrową laskę z choinki? Dodajmy do tego  jeszcze fakt, że inkantacja wywołująca przemianę jest przeraźliwie długa i pełna trudnych do wymówienia dla Japończyka głosek. Teraz wyobraźcie sobie czarodziejkę wywijającą tym magicznym ustrojstwem, usiłującą za wszelką cenę wybełkotać magiczną formułkę. Kaskady śmiechu murowane. Komiczny, a zarazem ciekawy jest też fakt, że czarodziejki zdają sobie sprawę z tego, jak bardzo dużo odsłaniają ich króciutkie spódniczki.
A na tym wariatkowo się nie kończy. Będziemy mogli uświadczyć również skrzyżowanie Kamehameha z Mazingerowym "Rocket Punch"; parodię słynnego "MegaBuster", który zamontowany miał w swym ramieniu Megaman; słynną tak w mecha anime sekwencję "GATTAI!" (połączenia). Twórcy wyśmiali praktycznie każde typowe zagranie ze staroszkolnych anime.
Muszę przyznać, że gagi wyszły świetnie i przez dobre pół godziny, które trwa to anime, ryczałem niemal nieustannie ze śmiechu.

Ciężko raczej dokładniej rozpisywać się na temat charakterów bohaterów, bowiem z racji tego, że jest to seria jednoodcinkowa, w dodatku będąca parodią, to postacie to właśnie typowe ludki, jakie spotkać możemy w parodiach. Każda z nich wyśmiewa inny stereotyp bohatera z anime. Mamy ułożoną pannicę; słodką, ale nieco głupią dziewczynkę; ambitnego, ale nieco roztargnionego szefa; tajemniczego, walecznego herosa; szurniętego, złego do szpiku kości naukowca. Dialogi między nimi wypadają rewelacyjnie i nie raz sprawią, że będziemy głośno rechotać.

Oprawa audiowizualna niezwykle zjawiskowa nie jest, ale prezentuje się bardzo dobrze. Projekty postaci bardzo mi się podobały - twórcom świetnie udało się pokazać już przez sam wygląd każdego z bohaterów jego charakter.  Tła są szczegółowe i malowane w odpowiednich barwach. Sceny transformacji prezentują się stety niestety dość średniawo.  Animacja jest bardzo płynna i nie rzuciły mi się w oczy raczej jakieś większe niedociągnięcia. Graficznie zatem, anime to prezentuje całkiem przyzwoity poziom.
Muzyka do najlepszej jaką w staroszkolnych seriach słyszałem nie należy, ale brzmi całkiem dobrze. Opening jest bardzo przyjemny, zaśpiewany słodko brzmiącym dziewczęcym głosem, podobnie jak i ending. Idealnie pasują do serii z gatunku "Mahou Shoujo".
Same utwory grające w czasie wydarzeń na ekranie stety niestety zbytnio w pamięć nie zapadają. Pasują dobrze do klimatu serii, ale raczej nie udało mi się znaleźć wśród nich czegoś, co wybijałoby się ponad normę. Jest dobrze, mogło być lepiej.
Głosy postaci zaś strasznie mi się podobały. Idealnie oddają charaktery każdej z nich i brzmią bardzo przekonująco. Słychać również wyraźnie, że aktorzy mieli sporo frajdy przy odgrywaniu ról wariatów występujących w tym anime. Na korzyść tego anime przemawia również fakt, że w rolę Makenki wcielił się jeden z moich ulubionych aktorów - Nobuyuki Hiyama (głos m.in Shiro z "08th MS Team", Gai'a z "King of Braves GaoGaiGar", Demitriego z "DarkStalkers").

"Makeruna! Makendo" zdecydowanie warto obejrzeć. Anime nie jest długie, a potrafi naprawdę świetnie rozbawić, zwłaszcza jeżeli kojarzy się choć kilka typowych stereotypów spotykanych w japońskich animacjach. Postacie, choć nie są strasznie skomplikowane, są bardzo łatwe do polubienia, rysunek jest bardzo miły dla oka, animacja nie ma większych niedoróbek, a głosy postaci są naprawdę rewelacyjne. Jeśli macie wolne pół godzinki, warto dać temu anime szansę. Zdecydowanie jest to jedna z bardziej wartych uwagi parodii sprzed roku 2000.
Typ Anime - OVA
Rok produkcji - 1995
Pełny Tytuł: „Makeruna! Makendo”("Don't you lose! Makendo")
 Reżyseria: Kazuya Murata
Muzyka: Kouji Sakumura
Gatunek: Parodia, Komedia, Mahou Shoujo
Liczba Odcinków: 1
Studio: Oriental Light and Magic
Ocena Recenzenta: 7/10

-Anime powstało na podstawie serii gier wideo na konsolę "Super Nintendo Entertaiment System" (SNES). Pierwsza z nich była typową platformówką i doczekała się tłumaczenia na język angielski. Druga to świetna bijatyka, ale niestety nigdy nie doczekała się lokalizacji.

-Studio odpowiedzialne za tę świetną komedyjkę pracowało również przy wielu bardziej popularnych seriach, dobrze znanych starszym fanom anime - "Wedding Peach""Gunsmith Cats", czy choćby "Pokemon". Stąd można dopatrzeć się wielu podobieństw między tymi seriami, a "Makendo".
Screeny:






piątek, 12 lipca 2013

Jedna z reguł z "Etosu o Rycerskości" głosi... - "Haou Taikei Ryu Knight" (1994)

Chyba każdy chłopiec marzył kiedyś o tym, by zostać rycerzem. Trudno się temu dziwić, bo i bycie takim rycerzem, to bardzo fajna sprawa.  Można nosić lśniącą zbroję, władać potężnym mieczem, zwalczać okrutne bestie i ratować nadobne niewiasty.
Podobne marzenie miał bohater opisywanej dziś serii - Adeu. Podobnie jak każdy chłopiec w jego wieku marzył on o zostaniu rycerzem, którego imię sławione byłoby na całym świecie, w granicach każdego królestwa. Od przeciętnego chłopca, chcącego rycerzem zostać różnił się jednak tym, że otrzymał od losu nietypowy dar, jakim był... ogromny robot, "Ryu Rycerz."

Naszego cnego rycerza poznajemy w momencie, gdy jedzie przez pustynię na swym wiernym wierzchowcu W pewnym momencie napotyka on na dwóch chłopców, którzy zgubili pieniądze, za które mieli kupić chleb. Jako szlachetny rycerz, Adeu nie może oczywiście ich tak zostawić i daje chłopcom mieszek z pieniędzmi. Ci jednak, miast mu podziękować jak trzeba, nazywają go "tępakiem" po czym z uśmiechem na ustach dają dyla. Adeu nie bardzo rozumie, o co dzieciakom właściwie chodziło. W tym momencie slyszy, że ktoś go wyśmiewa. Na pobliskim pagórku siedzi tajemniczy ninja. Wyjaśnia on naszemu rycerzykowi, że dał się on dzieciakom najzwyczajniej w świecie "zrobić w balona", po czym odjeżdża.
W pobliskiej wiosce czekają na niego jego kompani - młoda i urocza księżniczka Paffy oraz mądry i szlachetny kapłan Izumi. Poszukują oni pewnego bandyty, chcą bowiem zdobyć nagrodę za niego wyznaczoną.
Do tej samej mieściny przybywa również Adeu. Pozbawiony przez sprytne dzieciaki swych ostatnich pieniędzy, narzeka na to, jaki jest głodny. Nagle dostrzega stojący nieopodal stragan z warzywami i owocami. Zapytany przez śliczną młodą sprzedawczynię, czy czegoś sobie nie życzy, daje radę jedynie się uśmiechnąć,  po czym zalicza glebę. Przerażona panienka podbiega do cnego rycerza, zatroskana jego stanem. Ten jednak uspokaja ją, że nie ma się czym martwić. Nagle słyszy znajome głosy. Za straganem siedzą te same dzieciaki, które chwilę temu okradły go z ostatnich funduszy. 
Okazuje się, że dziewczyna jest spokrewniona z chłopcami. Proponuje ona Adeu rekompensatę za to, co jej bracia mu odebrali. On jednak nie chce brać od niej żadnej zapłaty.. Dziewczyna nadal jednak nalega i wręcza mu torbę pełną smakowitości. Adeu ostatecznie daje się przekonać, nim jednak zdąży zatopić swe zęby w pysznych owocach, zostają one zniszczone przez strzał z pistoletu. Oto w mieścinie ponownie zjawił się jeden z trzech braci Menchi - bandziorów terroryzujących mieszkańców. Nasz cny rycerz oczywiście nie ma zamiaru tolerować takiego zachowania. Tym bardziej, że bandzior rozwalił również jego jedzenie.. Odbija swym mieczem kulę wystrzeloną przez bandziora po czym wygłasza kolejną regułe z "Etosu o Rycerskości" - "Żarcia nie wolno marnować, kurna!" (Czy to aby na pewno z tego Etosu?)
Wyciąga z rękawicy tajemniczą kartę i przy jej użyciu wzywa swojego potężnego mecha - "Ryu Rycerza Zephyra". Rzezimieszek, o ile nieco zaskoczony, nie jest jednak przerażony. Do czasu, gdy okazuje się, że jego maszyna nie jest w stanie wyrządzić żadnej krzywdy Zephyrowi. Adeu bez trudu pokonuje bandziora, a ten ucieka w popłochu.
Robot Adeu przyciąga uwagę Ninjy i jego kompanii. Postanawiają oni dokładniej przyjrzeć się rycerzowi.
Adeu zadowolony z siebie wychodzi z robota, licząc na pochwały od ocalonych ludzi. Ci jednak w strachu zamykają się w swoich domach. Jak się bowiem szybko okazuje, bandzior powraca, wraz ze swymi starszymi braćmi, by odegrać się na rycerzu. Adeu nie obawia się ich jednak. Pokonał jednego, załatwi i trzech. Okazuje się jednak, że bandyci nie będą grali czysto - biorą za zakładników braci, którzy wcześniej okradli Adeu. Każą rycerzowi wysiąść z mecha, w przeciwnym razie dzieciaki zginą. Adeu w sprytny sposób jednak wyprowadza bandytów w pole i z pomocą ninjy i jego towarzyszy ratuje chłopców. Bandyci ponownie uciekają w popłochu
W podzięce chłopcy oddają mu skradzione wcześniej pieniądze. Obiecują również nigdy nie oszukiwać już tak ludzi. Zadowolony Adeu rusza w dalszą podróż ku legendarnemu posągowi "Earth Blade", gdzie zbierają się najpotęzniejsi wojownicy krainy "Earth Tear". Jak się okazuje, w tym samym kierunku zmierzają również Ninja i jego kompania. Postanawiają oni zatem dołączyć do Adeu i wspólnie podróżować. Tak oto rozpoczyna się opowieść o dzielnych bohaterach, którzy zmierzają ku legendarnemu "Earth Blade"
Jak nietrudno się domyśleć, gromadka ta przeżyje wiele emocjonujących przygód, stoczy wiele cięzkich bitew i pozna nowych, czasem naprawde szurniętych przyjaciół.


"Ryu Knight" to wzorowy przedstawiciel bajki dla dzieci z lat 90tych. Co za tym idzie, historia w tym anime nie należy do strasznie skomplikowanych. Nie oznacza to jednak, że nie potrafi zainteresować. Szczerze mówiąc, magiczny świat tego anime nakreślony jest całkiem dobrze i potrafi wciągnąć. Jedyne, co mam na dobrą sprawę prowadzeniu historii do zarzucenia to fakt, że jest ono strasznie nierówne. Pierwsza połowa poprowadzona jest bardzo ciekawie i zgrabnie, druga zaś wydała mi się chwilami trochę zbytnio pospieszana i chwilami miałem wrażenie, że niektóre wydarzenia dałoby się dużo lepiej przedstawić w nieco inny sposób. Co mi się też nie do końca podobało, to fakt, że w całej serii mamy aż 4 odcinki powtórzeniowe, streszczające wydarzenia z poprzednich epizodów. Dwa ostatnie o zgrozo oddzielone są zaledwie trzema normalnymi odcinkami. Ja rozumiem, że ta seria liczy sobie ponad 50 odcinków, że była emitowana w TV i że skierowana jest do najmłodszych widzów, ale naprawde...
Oh, przygotujcie się też na powtarzane miliard razy sceny przywoływania/transformacji robotów. To typowe zagranie w anime z gatunku "Super Robot" i w seriach dla młodszego widza. Warto jednak nadmienić, że animacje te wyglądają naprawde ładnie i przyjemnie się je ogląda.

Postacie niczym specjalnym się raczej nie wyrózniają. Są to typowe charaktery, jakie spotkać można w wielu innych produkcjach. Mamy walecznego, nieustraszonego rycerza; pewnego siebie, sprytnego ninję; śliczną i delikatną księżniczkę; dobrodusznego i inteligentnego kapłana; urocze zwierzątko oraz silnego rywala. Nie oznacza to jednak, że postacie te zrobione są "na odwal się". Szczerze powiedziawszy bardzo mi się podobały ich charaktery, zwłaszcza że większośc z nich rozwinęła się całkiem ładnie w miarę trwania serii. Relacje między bohaterami też całkiem zgrabnie nakreślono i nie sprawiają one wrażenia sztucznych.
Jakoże jest to bajka dla dzieci, spodziewajcie się częstych dialogów o tym, że dobro musi zawsze zwyciężyć, że zło nie popłaca itd. Częste będą również teksty o "przyjaźni zdolnej pokonać każdą przeszkodę" itd. Nie uważam tego jednak, szczerze powiedziawszy, za jakiś poważny minus tej serii. Jakoże jest to bajka, to i funkcję bajki, jaką jest uczenie dzieci pozytywnych wartości, spełniać winna.

Oprawa audiowizualna do najlepszych nie należy, ale zła nie jest i z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że całkiem mi się podobała. Projekty postaci są przesympatyczne i z pewnością spodobają się nie tylko młodszym widzom (Paffy jest totalnie przeurocza). Również designy maszyn są dość ciekawe. Każdy Ryu bowiem inspirowany jest inną klasą postaci z RPG. Stąd zaobserwować możemy nie tylko tytułowego "Ryu Rycerza", ale także np. "Ryu Maga", "Ryu Kapłana", "Ryu Strzelca" itd. Designy mechów skojarzyły mi się swoją drogą z tymi znanymi z innych serii z gatunku "mecha fantasy" - "NG Knight Lamune" lub też "Mashin Eiyuuden Wataru".
Z animacją bywa już różnie. Wyraźnie widać chwilami, na co poszła większa część budżetu. Najlepiej bowiem wyglądają sceny przywoływania robotów oraz openingi. Zdarzają się też chwilami uproszczenia rysunku przy niektórych scenach, czy powtórzone ujęcia.
Zastanawia mnie swoją drogą fakt, dlaczego tylko Ryu Rycerz dostał więcej niż jedną zjawiskową scenę transformacji, czy specjalnego ataku. Ja rozumiem, że to jest głowny robot tej serii, ale naprawde... Pozostałe maszyny równie fajnie się prezentują i aż szkoda, że potraktowano je tak po macoszemu.
Muzyka, nie będę ukrywał, strasznie mi się spodobała. Pierwszy opening "Good-bye Tears!" ma w sobie naprawde piękny czar starych piosenek i podbił moje serce w trybie natychmiastowym. Do dziś jest to jeden z moich ulubionych openingów anime. Drugi opening również brzmi świetnie, ale jednak to już nie było dla mnie to. Kwestia gustu.
Utwory grające w tle wydarzeń również wypadają świetnie. Wyraźnie słychać, że twórcy włożyli w nie mnóstwo serca. Świetnie pasują do scen, w których są użyte i idealnie podkreślają atmosferę wydarzeń na ekranie. Ulubioną moją piosenką w OST jest stanowczo "Fight Heroes!" grające w pełnych akcji scenach chwały bohaterów.
Głosy postaci również zasługują na pochwałę. Aktorzy bardzo się postarali i postacie brzmią autentycznie i przekonująco. Każdy głos pasuje do każdego bohatera. Świetnie brzmią zwłaszcza wykrzykiwane przez bohaterów inkantacje oraz nazwy ataków.

Podsumowując - warto się z "Haou Taikei Ryu Knight" zapoznać? Warto. Seria nie jest pozbawiona wad, ale naprawde wspaniale się przy niej bawiłem. Mam jakieś spore zamiłowanie do staroszkolnych bajek dla dzieci. Bohaterowie są naprawde sympatyczni, muzyka brzmi świetnie, głosy postaci pasują idealnie, a animacja, mimo że chwilami chrupie, nadal prezentuje się całkiem dobrze. Najbardziej narzekałbym na zbyt dużą ilość odcinków powtórkowych i nieco źle rozplanowaną drugą połowę serii.  Poza tym, "Ryu Knight" podobał mi się bardzo i z czystym sumieniem polecam go każdemu, kto chce przypomnieć sobie czar dawnych bajek z dzieciństwa. Swoją drogą, seria ta strasznie spodobała się również mojemu młodszemu bratu, zatem polecam spróbować obejrzeć ją wraz z rodzeństwem.

Typ Anime - Seria Telewizyjna
Rok produkcji - 1994
Pełny Tytuł: „Haou Taikei Ryu Knight”("Lord of Lords Ryu Knight")
 Reżyseria: Toshifumi Kawase
Scenariusz: Hiroyuki Hoshiyama
Muzyka: Michiru Ooshima, Toshihiko Sahashi
Gatunek: Super Robot, Fantasy, Komedia
Liczba Odcinków: 52
Studio: Sunrise, Sotsu Agency, TV Tokyo
Ocena Recenzenta: 7.5/10

-"Ryu Knight" pojawił się już raz w "Super Robot Taisen". Konkretniej w "Super Robot Taisen NEO" na NintendoWii. Wkrótce powróci w "Super Robot Taisen: Operation Extend" na Sony PSP. Wystąpi tam u boku takich serii jak "Code Geass", "Patlabor""08th MS Team", "Tengen Toppa Gurren Lagann" czy też "ZOIDS". Pierwsza część, 8 epizodycznego DLC ukaże się 18tego lipca tego roku.
-Powstała również OVA zatytułowana "Lord of Lords Ryu Knight: Adeu's Legend", która opowiada tę samą historię co serial, jednak z paroma istotnymi zmianami.
-W serii dopatrzeć się można również kilku żartów przekraczających tzw. "Czwartą Barierę". Są to gagi takiego typu, w których bohaterowie zdają sobie sprawę, że znajdują się w serialu animowanym i są oglądani przez  widza.
-Roboty bazowane na klasach postaci z RPG to nie jedyny ukłon w stronę gier wideo, jaki możemy w tym anime zaobserwować. Wierzchowce, na których jeżdżą nasi bohaterowie przypominają nieco słynne "Chocobo" z serii "Final Fantasy".

Screeny:






niedziela, 7 lipca 2013

Mechy, lesbijki i naciągane romansidło, czyli przepis na cukierkowy badziew - Kannazuki no Miko (2004)



Dziś na warsztat weźmiemy coś nowszego. A co, nawet taki nostalgiafag jak ja musi czasem wyleźć poza ramy lat 80tych itede, i obejrzeć coś nowszego, by mieć pojęcie, czym obecni fani się jarają. A że opisywana w tej recenzji seria podlicza się pod mój ulubiony gatunek, jakim jest "Super Robot", nie widzę żadnych przeciwskazań, by o niej tu nie wspomnieć.
Na "Kannazuki no Miko" natrafiłem podczas jednego z wypadów do MediaMarkta w polowaniu na jakieś ciekawe animu do kupienia. Oczy me przykuło kolorowe pudełko z piękną dziewczyną oraz BADASS mechami. Na regale znajdowała się również druga płytka. Streszczenie serii przeczytałem, cene obadałem i jakoże drogo nie było, postanowiłem obie płyty kupić, zwłaszcza że serii tej nie miałem okazji jeszcze obejrzeć. Warto było?

Himeko Kurusugawa to śliczna, słodka, aczkolwiek strasznie ciapowata dziewuszka. Naszą roztrzepaną pannicę poznajemy, gdy spieszy się do szkoły, jest bowiem, jak powiedziałby to pewien biały królik, "Bardzo, bardzo spóźniona". Jakoże nasza bohaterka jest totalną fajtłapą, zalicza kolejną w swoim życiu już glebę. Ale, tym razem zostaje uratowana od "czułego pocałunku z betonową posadzką" przez przepiękną Chikane Himemiyę - bajecznie bogatą, wysportowaną i inteligentną gwiazdę całej szkoły. Zmieszana Himeko nie bardzo wie, jak w takiej sytuacji ma się zachować.
Jak się okazuje, obie pannice obchodzą urodziny tego samego dnia, toteż  Chikane wpadła na pomysł, by zorganizować wspólne przyjęcie urodzinowe. Ma to przypieczętować przyjaźń między nią, a Himeko. Kurusugawa jest totalnie zachwycona. W końcu udało się jej zbliżyć do swojej największej idolki.
Oczywiście jak bardzo łatwo się domyśleć, nie wszystko będzie układać się tak cukierkowo. Bowiem "Okrutny Bóg Zła i Zniszczenia"(Tm) Orochi postanowił zmartwychwstać akurat w ten dzień i rozwalić cały świat, BECAUSE TAK. W tym celu budzi z uśpienia swoich siedmiu wojowników i zleca im misję zabicia kapłanek słońca i księżyca. Tak, tak, dobrze myślicie. Kapłankami tymi są Himeko i Chikane.
Nie byłoby może jeszcze tak fatalnie, gdyby nie to, że jednym z siedmiu wojowników Orochiego okazuje się być najlepszy przyjaciel z dziecińśtwa Himeko - Souma Ogami. Opanowany przez wolę Orochiego wsiada on do swojego mecha, który PRZYPADKIEM znajduje się w skale nieopodal jego chaty i rusza zamordować obie kapłanki.
Chikane, dowiedziawszy się o planach Orochiego, czem prędzej wsiada na swojego dzielnego rumaka i rusza na odsiecz swej nowej przyjaciółce.
Niestety, przybywa za późno. Souma dobrał się do Himeko pierwszy. Nim jednak ją zabije, "POTĘGA PRAWDZIWEJ MIŁOŚCI" (Tm) sprawia, że odzyskuje on panowanie nad sobą i miast zabić kapłanki, postanawia je chronić. W tym momencie pojawia się inny wojownik Orochiego - zbuntowana zakonnica Miyako. Souma ma spore problemy w starciu z jej mechem, ale na szczęście dostaje potężnego POWER UPa, kiedy Chikane całuje Himeko... zaraz, co?
W każdym razie, Souma niczym Domon z "G Gundama" używa czegoś na kształt słynnego "SEKIHA TENKYOKEN" i pokonuje Miyako.
Gdy Himeko odzyskuje przytomność Chikane oraz kapłan świątyni Ogami wyjawiają jej cała prawdę. Himeko oraz Chikane są reinkarnacjami kapłanek słońca oraz księżyca, które od stuleci toczą bój ze złym bogiem Orochim. Wybudził się on teraz ze swojego wieloletniego snu i po raz kolejny musi zostać powstrzymany. Aby to zrobić, kapłanki przebudzić muszą legendarny miecz "Ame no Murakamo", który jest jedyną bronią zdolną zgładzić Orochiego.
Walka ze złym Bogiem i jego wojownikami to jednak nie jedyne zmartwienie naszych bohaterów. Będą musieli również zmagać się ze zmorą trójkąta miłosnego, w jakim się znaleźli. Himeko i Chikane bowiem zaczynają się do siebie coraz bardziej zbliżać, a i wygląda na to, że Souma jest bardzo zainteresowany swoją przyjaciółką z dziecińśtwa. Jak nietrudno się domyśleć wyniknie z tego dość poważna drama. Czy naszym kapłankom uda się powstrzymać złego Boga? Czy Souma okaże sięwystarczająco silny, by wspomóc je w tej misji? No i czy Himeko poradzi sobie ze swoimi buzującymi hormonami? By się tego dowiedzieć, będziecie musieli zapoznać się z tą serią...

...od razu uprzedzam jednak, że nieszczególnie warto. Po "Kannazuki no Miko" oczekiwałem dobrze wyważonego mixu romansu i Super Robota. Czegoś na kształt świetnego "Shinkon Gattai Godannar!!". Przeliczyłem się. Zamiast tego co chciałem, dostałem dość naciągane romansidło, pędzącą na łeb na szyję fabułę, maksymalnie 5 minutowe starcia mechów iii... durne, płaskie jak karton postacie. Ale po kolei...

Fabuła jest totalnie przewidywalna i prosta jak budowa cepa. Wygląda to mniej więcej tak, że mamy chwilę szkolnego życia bohaterów, porcję dramy, epickie starcie mechów iiii... w zasadzie tyle. Większość odcinków jedzie właśnie na takim schemacie. Naprawde nie jest wielkim wyzwaniem domyśleć się, co wydarzy się za chwilę. W całym anime naliczyłbym może ze... 2 interesujące zwroty akcji?

Postacie to istotnie jedna z największych bolączek tej serii. Ich charaktery, o ile nieszczególnie oryginalne, złe strasznie nie są. Problem leży jednak w tym, że... praktycznie nijak one się nie rozwijają. Himeko przez całą serię jest słodka i ciapowata, Chikane dumna i dystyngowana a Souma heroiczny, ale chwilami niezmiernie głupi i zielony w sprawach relacji damsko-męskich. Czarne charaktery również nie popisują się niczym szczególnym. Typowi "niezrozumiani przez ludzkość i skrzywdzeni przez los" pechowcy, z których każdy czegoś w życiu nienawidzi i dlatego zostali wybrani przez Orochiego.
Relacje między postaciami też nie są wybitnie oryginalne. Co gorsza, część... co ja piszę... większość z nich jest totalnie naciągana i przeraźliwie sztuczna. Momentami dialogi i interakcje między bohaterami wydawały mi się tak wymuszone, że siedziałem załamany głowiąc się "Jak można było to tak spieprzyć?". Zapytam was może tak - widzieliście jakiekolwiek typowe animowane romansidło? Albo jakiekolwiek typowe yuri? To tu uświadczycie dokładnie to samo, choć rzekłbym nawet że w nieco gorszym wydaniu.

Oprawa audiowizualna to chyba jedyne, co ratuje choć troche to anime. Projekty postaci są śliczne i naprawde bardzo mi się spodobały. Zwłaszcza dziewczęta rysowane są naprawde uroczo i jest na czym zawiesić oko. Faceci powinni się żeńskiej części widowni zapewne  spodobać, bowiem mamy cały zastęp przystojnych bishów. Pod względem designu, moim ulubionym bohaterem jest Tsubasa. Badassowy pilot Super Robota.
Projekty maszyn również są przerewelacyjne. Dopieszczone, pełne detali, świetnie zanimowane. W każdym milimetrze ich metalowych pancerzy czuć esencję legendarnego rysownika mecha - Masamiego Oobari (choć nie on projektował tu maszyny). Cholernie dziwi mnie fakt, że tak genialne roboty nie trafiły jeszcze do "Super Robot Taisen". Może kiedyś...
Animacja już niestety trochę kuleje. Mamy całkiem sporo statycznych ujęć, zdarzają się także chrupnięcia w bardziej dynamicznych  scenach. Mimo wszystko trzyma ona jednak całkiem dobry poziom, i widzom, którzy nie bawią się w szczególne wypatrywanie zgrzytów, raczej nic złego w oczy się nie rzuci.
Muzyka jest rewelacyjna. Rytmiczny opening zaśpiewany przez słynną KOTOKO, oraz równie wspaniały ending również autorstwa K. brzmią świetnie i błyskawicznie wpadają w ucho. Ba, przyłapałem się na tym, że bardzo często zdarza mi się je nucić. Mam nadzieję, że kiedy seria ta trafi do SRW, wykorzystane zostaną obie te piosenki.
Same utwory grające w tle wydarzeń również brzmią świetnie. Przeważają grane na tradycyjnych instrumentach, wysmakowane estetycznie, pełne melancholii utwory, które bardzo dobrze podkreślają wydarzenia na ekranie. Rzekłbym nawet, że ratują pare badziewnych scen, bowiem miast załamać się nad głupotą postaci, można skupić się na ładnej piosence w tle.
Głosy postaci dobrano wyśmienicie i każdy brzmi tak, jak powininen. Himeko ma uroczy, działający ciepło na serce głosik, Chikane brzmi jak dystyngowana arystokratka, Souma jak odważny i waleczny pilot Super Robota, a taki Tsubasa np. jak chłodny i doświadczony przez życie człowiek. Aż szkoda, że relacje między postaciami tak kuleją, bowiem głosy postaci są naprawde świetne, i brzmią bardzo przekonująco.

Tak więc, czy warto było wydać pieniądze na te 2 płytki? W sumie, to nie. Kupując to anime miałem nadzieje na jakiegoś ciekawego Super Robota, który niczym taki "Godannar" czy "Gun X Sword" zaskoczy mnie ciekawym, aczkolwiek wiernym oryginalnym seriom podejśćiem do tematyki wielkich maszyn. Niestety, totalnie się przejechałem. "Kannazuki no Miko" to średniej jakości romansidło, które mam wrażenie spodoba się jedynie małym dziewczynkom, wiernym fanom yuri, czy też dorastającym chłopcom, których przyciągną dwie ładne, kręcące ze sobą laseczki i potężne roboty. Graficznie wypada ładnie, muzyka również nie jest zła... ale za to fabuła i postacie leżą i kwiczą.
 Widzom, którzy szukają czegoś ciekawego, "KnM" odradzam. Fanom Mecha tym bardziej. Jest mnóstwo dużo lepszych serii z tego gatunku. Jeśli chcecie obejrzeć naprawde dobre romansidło z potężnymi robotami w tle, stanowczo lepiej jest zapoznać się z wymienionym w tym tekście wiele razy "Shinkon Gattai Godannar!!", bardzo niedocenianą perełką.

Typ Anime - Seria Telewizyjna
Rok produkcji - 2004
Pełny Tytuł: „Kannazuki no Miko”("Kapłanki Przeklętych Dni")
 Reżyseria: Tetsuya Yanagisawa
Scenariusz: Jukki Hanada
Muzyka: Mina Kubota
Gatunek: Super Robot, Yuri, Dramat
Liczba Odcinków: 12
Studio: TNK
Ocena Recenzenta: 4/10

Screeny:





Dzisiaj, miast porcji ciekawostek, daję wam kompletne, humorystycznie wykonane streszczenie fabuły tegóż anime, wykonane przez jednego ze znajomych na /m/. Dla tych, co nie chcą oglądać "KnM" jest to całkiem dobra alternatywa, by zobaczyć "o co kaman" w tym anime. Zawiera spoilery, czytacie na własną odpowiedzialność.