sobota, 21 czerwca 2014

O zboczonym młodzieńcu i jego brzydkim robocie, co z Imperium Pingwinów o frontalnych ogonach walczyli - "Kenzen Robo Daimidaler" (2014)

Dobiegający już końca sezon wiosenny był bardzo dobry. Obfitował w wiele naprawdę pieniężnych bajek, przy których człek mógł naprawdę dobrze się bawić. Mieliśmy multum ciekawych komedii, kontynuacji świetnych serii sprzed lat, czy też nowych, całkiem ciekawie zrealizowanych produkcji. Spośród tych wszystkich świetnych tytułów jednak, mą uwagę najbardziej przykuł ten, który, wydawać by się mogło, zapowiadał się na niesamowity badziew i spektakularną klapę... a miast tego, stał się moją ulubioną wiosenną kreskówką. O czym dziś będzie mowa? O przepięknym i zdrowo szurniętym liście miłosnym, kierowanym do fanów gatunku Super Robot - oto przed państwem "Kenzen Robo Daimidaler"!

W niedalekiej przyszłości nasza kochana planeta najechana zostaje przez złych i okrutnych kosmitów, którzy to mają zamia- Och, nie, zaraz, pomyliłem bajki. 
Zacznijmy od początku - w niedalekiej przyszłości, nasza kochana planeta odwiedzona zostaje przez sympatyczną i niezwykle pokojowo nastawioną rasę Pingwinów. Nie są to jednak takie zwykłe Pingwiny, bowiem na tle swych pobratymców wyróżniają się majestatycznym, długim i sterczącym frontalnym... ogonem.
Dziwaczne istoty, jak się okazuje, przybyły na ziemię celem zdobycia od ludzi tzw. "Promieni Hi-Ero", które to wytwarzamy, kiedy zostanie pobudzone nasze libido. Początkowo Pingwiny chcą pozyskać cenną energię w sposób pokojowy, toteż postanawiają zaprzyjaźnić się z ludźmi i pokazują im swój specjalny "Taniec Frontalnego Ogona", który to jest w kulturze Pingwinów uważany za najwyższą oznakę szacunku dla drugiej osoby. Niestety jednak, jakoże ludzie są głupi i frontalny szpikulec kojarzy im się tylko i wyłącznie z jednym, to odbierają Pingwini taniec jako obrazę majestatu i wybucha wojna. 
By zwalczyć "złe i okrutne" Pingwiny, organizacja znana jako "Salon Prince" tworzy potężnego robota - Daimidalera. Niestety jednak, robot ów początkowo okazuje się być zbyt słaby, by stawić czoła "najeźdźcom".
Niedługo potem poznajemy głównego bohatera naszej opowieści - zbuntowanego licealistę, Kouichiego Madanbashi, którego ulubionym zajęciem, oprócz naginania regulaminu szkoły, jest podziwianie oraz dotykanie kobiecych wdzięków. Jak nietrudno się domyślić, z racji bycia wielkim zboczeńcem, nasz bohater nie cieszy się zbytnią popularnością, czy też sympatią. Jak się szybko okazuje jednak, jego zboczenie odegra bardzo ważną rolę w misji ratowania świata. Pewnego dnia bowiem Kouichi spotyka piękną i inteligentną Sonan Kyoko, która to pracuje dla Salonu Prince. Wyjaśnia ona naszemu bohaterowi, że jest on "Faktorem" - osobą zdolną, przy podnieceniu seksualnym, generować ogromne wprost ilości promieni Hi-Ero, niezbędnych jak się okazuje do kierowania Daimidalerem. Zanim zdąży on jednak dokładnie pojąć o co w tym wszystkim chodzi, zostaje napadnięty przez ptaszyska z frontalnymi ogonami. Przy pomocy swej nowo odkrytej umiejętności (oraz biustu Sonan) bardzo szybko jednak się z nimi rozprawia. Po całym zajściu stwierdza jednak, ku rozczarowaniu Sonan, że nie bardzo rajcuje go takie zgrywanie bohatera i że jeśli Salon Prince chce znaleźć kogoś, do stałego zwalczania Pingwinów, to musi poszukać gdzie indziej.
Nasz bohater bardzo szybko zmienia jednak zdanie, gdy wraca do domu i zastaje tam... cały oddział Pingwinów. Co gorsza! Przeglądających jego ukochane świerszczyki! Tego już za wiele - Kouichi ostatecznie postanawia dołączyć do Salonu Prince i stanąć do walki z Pingwinami. Nie będzie to jednak zadanie łatwe, bowiem Imperium Frontalnych Ogonów ma w zanadrzu nie jednego asa w rękawie...

Na wstępie zaznaczę - tak, to anime jest głupie. Straszliwie głupie. Jest przy tym jednak również niesamowicie śmieszne. Gagi faktycznie bawią i przez praktycznie cały czas trwania serii ryczałem głośno ze śmiechu. Kolejne wybryki Pingwinów, coraz to dziwaczniejsze maszyny przez nie nasyłane, czy też genialne gry słowne wypadają naprawdę rewelacyjnie i rozśmieszają niesamowicie. Jakby tego było mało, anime nie koncentruje się tylko i wyłącznie na głupawym, erotycznym humorze, ale wyśmiewa również każdy, powtórzę, KAŻDY najdrobniejszy choćby schemat, stereotyp czy motyw, znany z klasycznych bajek o robotach. Serial nie pozostawia suchej nitki na niczym - nabija się z typowo debilnych planów antagonistów; z naiwności i niewinności młodocianych pilotek; z przeczących prawom fizyki i jakiejkolwiek logice zasad działań robotów (do tego stopnia, że nawet sam Imperator Pingwinów stwierdza w pewnym momencie "Nie rozumiem o czym do mnie mówisz, ale załóżmy, że to akceptuję"); ze specjalnych ataków robotów, czy też tego, że ich ulepszona wersja zawsze musi być piękniejsza i bardziej mocarna... Czy wspomniałem też już, że w iście genialny sposób wyśmiewa archetyp walecznego bohatera, bezinteresownie chroniącego świat w imię sprawiedliwości? Och, a wspomniałem też może, że Daimidaler jest przez mieszkańców miasta uważany za "robo dupka", który niszczy ich mieszkania i miejsca pracy, podczas każdej swojej akcji "ratowania świata"? Nie zapominajmy także o narratorze, który na modłę starych bajek z robotami zachwala poczynania "ogromnego zboczeńca" i zagrzewa go do walki pod koniec każdego odcinka.
Jakby tego było mało, serial obfituje też w naprawdę udane i bardzo trafione nawiązania do starych (choć nie tylko) bajek z robotami. Mamy tu np. oczywiste nawiązania do Mazingera Z (w gorącej wodzie kąpany heros, z bokobrodami; trzy panie naukowiec noszą nazwiska trzech naukowców z Mazingera; Daimidaler krwawi w jednym z epizodów), Gunbustera (Inazuma Kick, słynna poza), Godannara (Libido napędzające mechy),  Generała Daimosa (robot pilotowany przy użyciu karate, o specjalnym ataku już nie wspominając),  Evangeliona (SEELE, Gendo Poza, Masowo Produkowane Daimidalery).
Takich smaczków jest po prostu MNÓSTWO i większość z nich wyłapią zapewne tylko Ci, którzy gatunek Super Robot znają na wylot.
Niestety, o ile dla mechafagów wszystko to jest ogromną zaletą, tak ktoś, kto widział zaledwie kilka mechobajek na krzyż w życiu nie załapie geniuszu tej kreskówki. I tu na jaw wychodzi największa bolączka Daimidalera - jest to bajka okropnie hermetyczna, kierowana tylko do jednej konkretnej grupy odbiorców.
Jeśli o fabułę zaś chodzi, to nie jest ona jakoś nader skomplikowana. Jakoże jest to list miłosny do fanów Super Robotów, to ogranicza się ona raczej do starego, dobrego schematu "Potwora Tygodnia" - czyli co odcinek kolejny przeciwnik. Nie zmienia to jednak faktu, że w serii uświadczymy kilka iście genialnych i zaskakujących plot twistów. Ba, jeden z nich sprawił nawet, że całe /m/ dostało totalnego kręćka. Ale wiecej nie pisnę.

Bohaterowie, jak na głupawą komedię, są... zaskakująco fajni i ciekawi. Jasne, że nie są to jakieś głębokie i skomplikowane postacie. Nadal są jednak na tyle dobrze wykreowane i posiadają na tyle wyrazistych dla siebie cech, że łatwo je polubić. Kouichi to odbity w krzywym zwierciadle archetyp super bohatera z okresu lat 70-tych; Kiriko to typowa zakochana nastolatka, której charakter szczerze powiedziawszy spodobał mi się bardziej, niż ten spotykany u większości bohaterek typowych romansideł; Shouma to pastisz ułożonego licealisty i heroicznego młodzika, który chce zawsze ratować swą ukochaną księżniczkę; Ritz zaś, to kochająca całym sercem Pingwiny pewna siebie dziewczynka, która dodatkowo jest całkiem inteligentna, zadziorna i nie zgrywa nadmiernego niewiniątka, jak wiele postaci do niej podobnych. Punktuje również nawiązaniami do Człowieka Pingwina z Batmana. Cylindry zawsze na propsie.
Nie ma co jednak ukrywać faktu, że prawdziwymi gwiazdami tej kreskówki są Pingwiny. Bardzo punktują już samym faktem, że nie są czysto złymi antagonistami. One właściwie nie zrobiły nic złego, szczerze powiedziawszy. Co więcej, punktują również tym, że są momentami tak niesamowicie nieporadne i głupiutkie, że po prostu nie w sposób ich nie pokochać. Pojawia się wśród nich również kilka nieco bardziej rozgarniętych i wyrazistych osobników, takich jak choćby Henryk czy też Józef. Ten ostatni jest swoją drogą bardzo oczywistym nawiązaniem do pewnej postaci z JoJo...
Ulubieńcem /m/ jest zdecydowanie Dennis. Jest to tak nieporadny i pechowy głupol, że błyskawicznie zyskał sobie naszą sympatię. Szczerze powiedziawszy, najlepsze komediowe sceny, były właśnie z jego udziałem.
Warto swoją drogą wspomnieć również, że momentami to Pingwiny sprawiają bardziej wrażenie "tych dobrych", aniżeli "herosi" z Salonu Prince. Ba, w jednym epizodzie to Pingwiny starają się obronić miasto, podczas gdy głównodowodzący salonu ma je w głębokim poważaniu i jest gotów zdemolować je doszczętnie, aby tylko zwyciężyć.

Oprawa audiowizualna jest całkiem w porządku. Schludne i ładne projekty postaci bardzo szybko przypadły mi do gustu. Również kolorowe tła wypadają bardzo dobrze, aczkolwiek momentami bywały nieco nazbyt statyczne. Najbardziej wyróżniają się jednak projekty robotów. Daimidaler Typu 2 to... chyba najbrzydszy robot, jakiego w życiu widziałem. Już pomijam fakt, że jego ogromne lewe łapsko to oczywisty żart z masturbacji, ale ogółem chude nóżki, krótka prawa łapka, brzydka morda... najśmieszniejsze w tym wszystkim jest jednak to, że design ten został sensownie uzasadniony.
Równie powalone są także roboty pingwinów. Większość z nich to po prostu coraz to dziwaczniejsze ogromne mechaniczne ptaszyska, uzbrojone w równie durnowate rodzaje uzbrojenia i specjalne ataki.
Daimidaler ma jednak i seksowne, niezwykle epickie mechy. Typ 6 oraz jeden z późniejszych pingwinich robotów są iście "Obari as Fuck" i cholernie chciałbym, żeby jakaś firma zrobiła ich modele, czy figurki. Swoją drogą, Daimidaler Typu 6 to taki... mechaniczny Jotaro. Ma czapeczkę, ma sparkle, w dodatku pozuje...
Róznie wypada już niestety animacja. O ile starcia maszyn non stop stoją na wysokim poziomie i popisać się mogą świetną choreografią i dynamizmem, tak już w scenach z postaciami ludzkimi chwilami dość dosadnie widać oszczędności. Szkoda. Może zostanie to naprawione na blu-rayu.
Och, skoro już przy oprawie wizualnej jesteśmy - serial emitowany był w 2 wersjach - ocenzurowanej przez błyski światła oraz "Pingwiny" (najśmieszniejszy rodzaj cenzury jaki widziałem chyba...) oraz całkowicie odcenzurowanej, gdzie widać wszystko. Osobiście polecam oglądać wersję niepociętą, zwłaszcza, że odnoszę wrażenie, iż w tej z cenzurą brakowało kilku scen...
Muzyka jest świetna. Same motywy grające w tle wydarzeń dopasowują się idealnie i stanowią wyraziste uzupełnienie dla poszczególnych scen. Jeśli o opening zaś chodzi... z całym szacunkiem, ale jest to zdecydowanie najlepsza piosenka sezonu. Zaśpiewana z niesamowitą energią, pasją, w dodatku skoczna, rytmiczna i cholernie szybka, i gloryfikująca głównego robota na wszelkie możliwe sposoby. Tak powinno być!
Gra aktorska również na wysokim poziomie. Wszystkie kwestie wypowiedziane są przekonująco i z odpowiednio dobranymi emocjami. Bardzo dobrze wypadają zwłaszcza okrzyki pilotów w trakcie walk, co  w przypadku anime z gatunku Super Robot jest niezwykle istotne.
Świetnej grze aktorskiej nie ma co się zresztą dziwić, bowiem obsada Daimidalera obfituje w wiele sław, takich jak choćby Hikasa Yoko (Rias Gremory z "Higschool DxD"), Hori Hideyuki (Baoh z "Baoh the Visitor", Phoenix Ikki z "Saint Seiya"), Takehito Koyasu (Dio z "JoJo's Bizzare Adventure") i wielu więcej.

Czy Daimidalera polecam? Zdecydowanie, jednak problem w tym, że nie każdemu. Jak wspomniałem, bajka jest okrutnie hermetyczna i jej faktyczny geniusz zrozumieją tylko Ci, którzy bardzo dobrze obeznani są w tematyce Super Robot. Jeśli nie posiadacie obszernej wiedzy w tej dziedzinie, to póki co możecie sobie darować. Raczej się do serii zrazicie. O ile bowiem pod względem oprawy audiowizualnej daje radę a gagi erotyczne bywają zabawne, tak nie ma co ukrywać, że najlepsze, co serial ten ma do zaoferowania, to fanserwis dla zatwardziałych mechafagów oraz trafne wyśmianie większości typowych dla gatunku stereotypów.

Typ Anime - Seria TV
Rok produkcji - 2014
Pełny Tytuł: „Kenzen Robo Daimidaler”
 Reżyseria: Tetsuya Yanagisawa
Scenariusz: Takao Yoshiyoka
Muzyka: Milktub, Masaki Endoh
Gatunek: Super Robot, Komedia, Parodia, Ecchi
Liczba Odcinków: 12
Studio: TNK
Ocena Recenzenta: 8/10

-Wart wspomnienia jest fakt, że przy ostatnim epizodzie pracowały istne sławy, które na swoim koncie mają wiele świetnych serii mecha. Mowa tu o takich ludziach jak Munetaka Abe (pracował przy japońskich sezonach Transformers), Masami Obari, Satoshi Shigeta, czy choćby Hamazaki Kenichi.

-Daimidaler przez długi czas dyndał na czwartej pozycji na top liście najpopularniejszych seriali telewizyjnych

-W wielu czasopismach serial otrzymał najwyższe możliwe noty. Co więcej, bardzo pochlebnie wypowiadały się o nim takie sławy, jak Hideo Kojima z KONAMI czy też Terada z Banpresto/Bamco. Ten ostatni stwierdził nawet, że chciałby jak najszybciej uwzględnić ten tytuł w "Super Robot Taisen".

Screeny:








Futurystyczne Wojowniczki na straży sprawiedliwości - "Bubblegum Crisis" (1987)

Jeśli miałbym sporządzić listę najlepszych tytułów, które poznałem dzięki ekipie z /m/, to z całą pewnością pojawiłoby się wśród nich opisywane dziś "Bubblegum Crisis" - 8 odcinkowa seria OVA z lat 80-tych, która przemyca w sobie wiele charakterystycznych dla tego okresu motywów, serwując w ten sposób widzowi wyśmienitą dawkę dobrej zabawy.

Nasza historia osadzona jest w niedalekiej przyszłości, w roku 2032. W wyniku straszliwego trzęsienia ziemi, całe Tokyo zostało doszczętnie zrujnowane. Na całe szczęście, dzięki hojności organizacji "Genom Corp", bardzo szybko zbudowana zostaje nowa, futurystyczna metropolia, nazwana "Mega Tokyo". Dodatkowo, ta sama organizacja tworzy specjalistyczne androidy zwane "Boomers", które mają pomóc w bezpiecznym rozwoju miasta. Niestety, nie wszystko jest tak różowe, jak mogłoby się wydawać.  Boomery bowiem bardzo szybko zaczynają szwankować i stają się agresywne, przez co stanowią poważne zagrożenie dla mieszkańców Mega Tokyo. Początkowo specjalistyczna Policja AD stara się im przeciwstawić, bardzo szybko okazuje się jednak, że nie jest dostatecznie dobra, by sobie z nimi poradzić. Na całe szczęście, bardzo szybko z pomocą przybywa tajemnicza grupa cybernetycznych wojowniczek do wynajęcia, zwanych "Knight Sabers", które bardzo skutecznie radzą sobie z Boomerami. Dzięki ich śmiałym akcjom, kolejne szalone maszyny są szybko eliminowane i ludność miasta może spać spokojnie... tak przynajmniej mogłoby się wydawać, bowiem bardzo szybko wychodzi na jaw, że Boomery nie są jedynym poważnym problemem, z jakim borykać musi się ludność mieszkająca w Mega Tokyo...  bowiem i sama organizacja "Genom Corp" ma swoje za uszami i coraz bardziej widać, że wcale nie jest tak dobroduszna i bezinteresowna, jak z początku mogło się wydawać.

"Bubblegum Crisis" fabularnie nie jest jakieś nader skomplikowane, szczerze powiedziawszy. Składa się raczej z luźno powiązanych spraw, które powolutku układają się w jedną większą, aczkolwiek nie wybitnie intrygującą układankę. Prostota nie przeszkadza jednak tej historii być wciągającą i przyznać muszę, że kolejne przygody bohaterek śledziłem z dość sporym zainteresowaniem.
Sam pacing też jest całkiem okej. Nic nie dzieje się nader szybko, ani nie ciągnie przez wieki. Widz dostaje również odpowiednią porcję informacji, żeby połapać się w tym, co obecnie dzieje się na ekranie.
Bardzo ładnie prezentuje się w sumie sam świat przedstawiony. Mega Tokyo to ogromna metropolia, borykająca się z wieloma różnorakimi problemami. Od problemu biedniejszych obywateli, przez ataki terrorystyczne, na skorumpowanym rządzie kończąc, wszystkie są wyraziście naświetlone i dają bardzo przejrzysty obraz sytuacji w mieście tym panującej.

Całkiem ciekawie prezentują się również postacie. Każda z bohaterek jest całkiem inna, posiada swój własny, niepowtarzalny charakter i cholernie da się lubić. Priss to twarda chłopczyca, uwielbiająca szybką jazdę na motocyklu oraz głośne koncerty; Nene to urocza, uprzejma, aczkolwiek niezwykle roztrzepana policjantka, znająca się bardzo dobrze na komputerach;  Sylia zaś to elegancka i inteligentna kobieta, będąca również znaną businesswoman. A to zaledwie trzy, z wielu barwnych postaci, jakie przewijają się w tym anime.
Fajnie wypadają też interakcje między postaciami. Ich emocje nie są nazbyt przerysowane a i dialogi, jakie między sobą odbywają, nie sprawiają wrażenia wymuszonych.
Bardzo podobał mi się swoją drogą fakt, że nie ma tutaj tak typowego schematu, że nawet jeśli pojawi się już świetna, twarda i dobrze napisana kobieca postać, to i tak w ostatecznym rozrachunku okazuje się, że gdy przyjdzie co do czego, to ratowana musi być przez zainteresowanego nią faceta. Panienki w BGC potrafią same o siebie zadbać i pomocy z zewnątrz potrzebują bardzo rzadko. Zdecydowanie na plus!

Jeśli o oprawę audiowizualną chodzi, to BGC raczej nie wyróżnia się nadmiernie spośród innych produkcji ze swojego gatunku czy okresu, w którym powstało. Nie jest to jednak coś złego, bynajmniej. Projekty postaci autorstwa Kenichiego Sonody są niezwykle przyjemne dla oka i patrzy się na nie  z przyjemnością. Podobnie sprawa ma się z wszelkimi mechanicznymi projektami, za które odpowiada nikt inny, jak słynny Masami Obari. Bardzo dobrze wypadają także tła - utrzymane w odpowiednich kolorach, pełne detali i zdecydowanie nie wiejące nudą. Animacja również daje radę - jest płynna, pełna śmiałych ujęć i zdecydowanie nie da się narzekać na nudę i schematyczność, jeśli idzie o choreografię starć pomiędzy Knight Sabers a Boomerami. Wyraźnie widać, że animatorzy się do swojej roboty przyłożyli.
Rewelacyjnie wypada również muzyka. Mocne lata 80-te - spodziewać się można zatem świetnych, skocznych kawałków podczas pojedynków oraz przyjemnych, wpadających w ucho wolniejszych piosenek, kiedy akcja nieco zwalnia.
Pochwalić należy również grę aktorską. Emocje bohaterów oddane są bardzo naturalnie, dzięki czemu dialogi między nimi brzmią przekonująco i słucha się ich z przyjemnością. Nie znalazłem w tym anime ani jednej postaci, której głos nie byłby odpowiednio dobrany. Również zdecydowany plus tej produkcji.

"Bubblegum Crisis" polecam zdecydowanie. Ma w sobie ten niesamowity urok lat 80-tych, który działa na mnie po prostu jak magnes. Mamy futurystyczne miasto, mamy świetne projekty mechaniczne, mamy typową dla tego okresu kreskę, zjawiskową animację i świetną muzykę. Bardzo fajnie wypada również świat przedstawiony oraz zamieszkujące go postacie. No i bądź co bądź, jest to już istna klasyka cyberpunku, zatem miłośnicy tego gatunku powinni czem prędzej się z tytułem tym zapoznać, jeśli jeszcze tego nie zrobili.

Typ Anime - Seria OVA
Rok produkcji - 1987
Pełny Tytuł: „Bubblegum Crisis”
 Reżyseria: Fumihiko Takayama, Hiroaki Gouda, Hiroki Hayashi, Katsuhito Akiyama, Masami Oobari
Scenariusz: Emu Arii, Hideki Kakinuma, Hidetoshi Yoshida, Shinji Aramaki, Toshimitsu Suzuki
Muzyka: Kouji Makaino
Gatunek: Cyberpunk, Akcja
Liczba Odcinków: 8
Studio: AIC
Ocena Recenzenta: 8/10

Screeny: