czwartek, 28 września 2017

Centaurowe zmartwienia - "Centaur no Nayami" (2017)

Gdy parę miesięcy temu znajomy podrzucił mi info o tym, że jedna z moich ukochanych mang - "Centaur no Nayami" - ma w końcu otrzymać zasłużoną animowaną adaptację, nie byłem w stanie ukryć swej radości. Komiks Murayamy cechuje się bowiem niesamowicie rozbudowanym i świetnie przemyślanym w najdrobniejszych szczegółach światem przedstawionym, zamieszkanym przez licznych, barwnych bohaterów. Dodajmy do tego jeszcze fakt, że Murayama bardzo ładnie rysuje, szczególnie fantastyczne stworzenia, które są głównymi bohaterami jego historii. Z niecierpliwością oczekiwałem zatem kolejnych informacji - kto będzie reżyserem? Jakie studio zajmie się animacją? Kto wcieli się w poszczególne bohaterki? Mój entuzjazm szybko zaczął się jednak zmieniać w coraz większy niepokój. Najpierw okazało się, że animacją zajmie się pierdołowate chińskie studio - Haoliners. Potem wyciekły projekty postaci, które do pięt nie dorastały oryginalnym rysunkom Murayamy. A jakby tego było mało, okazało się że praktycznie wszystkie seiyuu to kompletne świeżaki w industry, a reżyserem ma być Konno Naoyuki, który raczej zbytnio utalentowany w tej dziedzinie nie jest. W tym momencie moje obawy nasiliły się już straszliwie i byłem prawie pewien, że adaptacja okaże się kompletną katastrofą, a jej twórcy totalnie nie zrozumieją o co w komiksie Murayamy chodzi i przerobią go na kolejne generyczne "cgdct". Ku mojemu zaskoczeniu jednak, animowane "Centaur no Nayami" mimo wszelkich przeciwności okazało się całkiem kompetentną adaptacją, niemal doskonale oddającą geniusz świata stworzonego przez Murayamę.

Himeno, Nozomi oraz Kyoko to typowe dojrzewające licealistki... Choć w sumie to nie takie do końca typowe, bo każda z nich - podobnie jak i pozostali mieszkańcy tego świata - jest przedstawicielką innej fantastycznej rasy. Himeno to centaur, Nozomi to smokoludź, Kyoko zaś satyr. Ale mimo wszystko ich codzienne życie nie różni się wcale tak bardzo od naszego. Czas upływa im na szkolnych obowiązkach, rozmowach o chłopcach, wspólnych wypadach na zakupy i innych, typowo dziewczęcych zajęciach. 

Czytając ten krótki zarys fabularny drapiecie się pewnie po głowie i zastanawiacie, co jest niby tak wyjątkowego w "Centaur no Nayami". Poza faktem, że jego bohaterki są fantastycznymi stworzeniami, brzmi to przecież jak kolejna seria o słodkich dziewczynkach robiących słodkie rzeczy. Już spieszę z wyjaśnieniem - wyjątkowość owego tytułu bierze się właśnie m.in z tego zabiegu. Seria bowiem nie koncentruje się tylko na pokazywaniu codziennych problemów dojrzewających dziewcząt, ale również bardzo fajnie przedstawia troski i zmartwienia poszczególnych ras zamieszkujących świat. Dzięki temu możemy dowiedzieć się, że centaury nie powinny krzyżować się z przedstawicielami innych ras, bowiem istnieje bardzo wysokie prawdopodobieństwo że ich potomstwo urodzi się z poważnymi defektami; że syreny są tak bardzo przyzwyczajone do widoku nagiego ciała, że nie jest to już dla nich żadnym powodem do wstydu ani stymulantem seksualnym, przez co bardziej ubrani i reagujący w całkiem inny sposób przedstawiciele innych ras są dla nich atrakcyjniejsi; czy też jak ciężko jest odnaleźć się wężowym ludziom z Antarktydy w zdominowanym przez ssaki społeczeństwie. A to dopiero początek! Szybko dowiadujemy się również, że świat w którym rozgrywa się akcja anime nie jest wcale taki prosty, uroczy i kolorowy, jak ten znany z innych serii o uroczych dziewczątkach. Ma on swoje konkretne, utarte przez lata reguły i zależności polityczne. Mało tego - od dawien dawna jego mieszkańcy zmagali się z takimi problemami jak nieczyste układy polityczne, spiski na skalę globalną czy też rasizm. Brzmi znajomo? Jak najbardziej, bo świat w "Centaurze" przedstawiony jest łudząco podobny do tego naszego, a zachodzące w nim wydarzenia są swoistym komentarzem na temat tego, co dzieje się w naszej rzeczywistości. Życie codzienne bohaterek jest więc nieustannie przeplatane rozbudowaną i sensownie przemyślaną kreacją świata przedstawionego, pokazując nam do jak absurdalnych sytuacji mogą doprowadzić pewne działania. Przykładowo, wspomniany rasizm był przez długi czas problemem tak wielkim, że aby go zwalczyć niektóre państwa wprowadziły bardzo drastyczne środki. W efekcie, teraz nawet taka pierdoła jak skrytykowanie czyjegoś koloru włosów może zostać odebrana jako jego przejaw, co jest równoznaczne z zesłaniem do placówki korekcyjnej. Mało tego - niektóre państwa starają się indoktrynować swoich mieszkańców od najmłodszych już lat. I tak oto do telewizji, w godzinach przeznaczonych dla dzieci, trafia kreskówka o uroczej czarodziejce, która zamiast zwalczać demony piekieł, walczy z demonami paskudnej demokracji. W kolejnych odcinkach dane będzie nam też posłuchać krytyki tego, jak często religia jest współcześnie niewłaściwie wykorzystywana jako narzędzie do oszukiwania i wyciągania pieniędzy od naiwnych, czy też jak to pewne siły pociągają zza sceny za sznurki kreując wygodny dla siebie porządek świata. Kreacja świata w "Centaurze" nie ogranicza się jednak tylko i wyłącznie do komentowania i przejaskrawiania absurdów znanej nam rzeczywistości. Murayama bardzo ciekawie pobawił się także znaną nam historią, pokazując jak mogłaby ona wyglądać, gdyby jej bohaterami były fantastyczne stworzenia. W jednym z rozdziałów mangi posunął się nawet tak daleko, że pokazał alternatywny holokaust, łącznie z obozami koncentracyjnymi. Była to jedna z tych historii, o które najbardziej się bałem, że zostaną przez twórców adaptacji pominięte, ze względu na drastyczność i kontrowersję. Jakież było moje pozytywne zaskoczenie, kiedy okazało się że ludzie odpowiedzialni za animowanego "Centaura" mieli jaja, żeby to jednak zekranizować, w dodatku bez żadnego chodzenia na skróty czy spłycania wątków. 
A wiecie, że budowanie świata przez Murayamę na tym się nie kończy? Na początku tekstu wspomniałem, że ten człowiek przemyślał sobie wszystko w najdrobniejszych szczegółach. I to serio widać. Wyobraźcie sobie, że by uczynić wykreowane przez siebie uniwersum jak najbardziej prawdopodobnym ten absolutny szaleniec pomyślał nawet o takich drobnych pierdołach jak specjalne samochody dla centaurów, spersonalizowane okulary dla ludzi o kocich i innych dziwnie umiejscowionych uszach, poduszki ochronne dla rogatych ludzi, by podczas snu nie wydłubali sobie nawzajem oczu, czy też specjalnie przygotowane elementy garderoby dla każdej z ras, zawierające otwory i inne usprawnienia tak, aby można je było wygodnie założyć i nosić. I twórcy anime o tym wcale nie zapomnieli i również w animowanej adaptacji można to wszystko zaobserwować. Wszystko to sprawia, że świat przedstawiony w "Centaurze" to jeden z najlepiej wykreowanych, z jakimi miałem kiedykolwiek do czynienia. A do tego wszystkiego dochodzą jeszcze szczerzy, łatwi do polubienia bohaterowie. Już główne trio jest niesamowicie sympatyczne - Himeno to niesamowicie urocza, ułożona, acz nieco nieśmiała dziewczyna, przez co cieszy się sporym zainteresowaniem ze strony licznych adoratorów. Jest też bardzo silna i wysportowana, dzięki czemu odnosi liczne sukcesy w zawodach, szczególnie łucznictwa. Jej koleżanka - Nozomi - to pewna siebie, niezależna chłopczyca, która nie da sobie w kaszę dmuchać i zawsze jest gotowa odpędzić zbytnio natarczywych chłoptasiów, przystawiających się do Himeno. Ze względu na to jest jednak często mylona z chłopcem, co łatwo wyprowadza ją z równowagi. Kyoko zaś to najspokojniejsza i najinteligentniejsza z całej trójki, będąca jej głosem rozsądku. Ze względu na swą zaradność pomaga także swemu pracującemu jako pisarz ojcu dotrzymywać terminów i zarządza jego ogólnym harmonogramem. Oprócz nich w obsadzie pojawia się także sympatyczna i uprzejma przedstawicielka wężoludzi z Antarktydy - Sass - która przyjeżdża do Japonii w ramach wymiany kulturowej, by poznać zwyczaje ssaków i obalić paskudne stereotypy jakie na temat Antarktydian ma większość świata. No i jest też bardzo ładna i inteligentna przewodnicząca klasy Manami, która po śmierci matki musiała szybko dorosnąć by pomóc ojcu w wychowaniu swoich czterech młodszych sióstr, z których najmłodsza wymaga szczególnej opieki ze względu na osłabiony organizm. A skoro już o jej młodszych siostrach mowa, to koniecznie trzeba wspomnieć o postaciach dziecięcych, które w "Centaurze" są naprawdę fantastyczne. Murayama pisze tak szczere i naturalne maluchy, że aż nie w sposób ich nie pokochać. Wspomniałem już o siostrach Manami, które są po prostu nie do zdarcia. Na pierwszy plan wysuwają się zdecydowanie troszkę starsze trojaczki. Niezwykle rozbrykane z nich urwisy, wszędzie ich cały czas pełno, nieustannie chcą się bawić i płatają figle. Bardzo często bywają również zazdrosne o swoją młodszą siostrę - małą Sue - której Manami musi poświęcać więcej uwagi. Ciężko jest im zrozumieć, że ich starsza siostra - choć bardzo by chciała - nie da rady się rozczworzyć tak, by móc każdej z nich poświęcać tyle samo uwagi i jeszcze dodatkowo opiekować się chorowitym maleństwem. Myślę że każdy, kto miał młodsze rodzeństwo przechodził przez coś podobnego. Strasznie spodobało mi się także to, w jaki sposób się wypowiadają. Albo mówią razem jednym głosem, albo też po kolei, podnosząc rączki i dopowiadając dalszą część zdania rozpoczętego przez poprzednią siostrę. Wiem, że to mała pierdoła, ale w moim odczuciu właśnie takie drobnostki w ich character actingu są właśnie tym, co czyni te postacie jeszcze bardziej rzeczywistymi. Dalej - oprócz trojaczków w historii pojawia się także kuzynka Himeno - Shino. Zapatrzona w swoją piękną kuzynkę jak w obrazek, traktuje ją jak najmądrzejszą i najpiękniejszą księżniczkę na świecie, nieustannie chce spędzać z nią czas i mieć ją tylko dla siebie. Zawsze prosi ją by czytała jej bajki, zabierała na spacery i uczyła o otaczającym ją świecie. Zawsze stara jej się też zaimponować i pokazać, jaka ona to już duża i samodzielna. Szczególnie podobała mi się scena, w której sama dała radę przebrać się na basenie i aż pękała z dumy, kiedy Hime ją za to pochwaliła. W oryginalnej mandze niesamowicie podobały mi się rozdziały poświęcone jej przedszkolnym przygodom, podczas których najbardziej można zaobserwować jak dorasta i usamodzielnia się, stając się idolką i wzorem do naśladowania dla młodszych dzieci. Są one po prostu przeurocze i niesamowicie grzeją serce, stanowiąc świetny kontrast dla mroczniejszych, poważniejszych wątków poruszanych przez serię. Ich brak przez większą część animowanej adaptacji napawał mnie niepokojem, że być może twórcy postanowili je sobie darować, ale na szczęście uspokoił mnie odcinek jedenasty, który był w pełni poświęcony Shino i reszcie jej przedszkolnych kolegów i pokazywał ich przygody i odkrywanie świata prawie tak samo dobrze, jak robił to Murayama w swoim komiksie.
A na tym pochwał dla postaci nie koniec. Bo wyobraźcie sobie, że poza postaciami pierwszo i drugoplanowymi mamy okazję poznać także wielu bohaterów kompletnie z głównym trio niezwiązanych. Jak wspomniałem, Murayama to absolutny szaleniec - gość jest w stanie wziąć losowego na pierwszy rzut oka bohatera i dopisać mu całe, często bardzo rozbudowane backstory pokazujące dokładnie co w życiu przeszedł i jak znalazł się w miejscu, w którym teraz jest. Świetnie ilustruje to zwłaszcza wspomniana wyżej opowieść o holokauście, gdzie poznajemy małego żydowskiego chłopca, który okazuje się być jedną z postaci z pierwszej połowy tego samego odcinka. Dzięki temu świat "Centaur no Nayami" wydaje się być jeszcze bardziej żywy i prawdziwy - nie ma tu czegoś takiego jak statyści.

Niestety, choć pod względem kreacji świata i postaci animowana adaptacja w niczym nie ustępuje komiksowemu pierwowzorowi, to nie można tego samego powiedzieć o jej oprawie graficznej. Za jej wykonanie odpowiadało bowiem małe chińskie studio i nawet mimo że najwięcej roboty wykonywał jego japoński staff, to ciężko nazwać efekt ich starań inaczej, niż przeciętnym. Projekty postaci wyglądają okej, ale do pięt nie dorastają prześlicznym rysunkom Murayamy, tła zaś są strasznie generyczne i nijakie, a na domiar złego często zdają się być okropnie puste lub niedopasowane rozmiarami do znajdujących się nań bohaterów. Dość łatwo odnieść też wrażenie, że postacie są na te tła nalepione, jak jakieś wycinanki.
Animacja na ogół prezentuje akceptowalny poziom. Nie uświadczymy tutaj co prawda scen fenomenalnej sakugi, fantastycznego użycia efektów czy też innych podobnych cudów, ale z reguły nie będziemy też musieli oglądać pokracznych ruchów przypominających taniec paralityków, czy też obserwować jak postacie nieustannie zmieniają kształty i rozmiary. Wyjątkiem jest odcinek 10-ty, który jako jedyny w całej serii usiany jest toną wpadek w animacji, takich jak kubek transformujący się w szklankę czy też nienaturalnie rozciągnięte kończyny i zdeformowane twarze postaci. Na zdecydowany plus jednak zaskakująco dobry character acting w niemal każdym odcinku. Byłem naprawdę pod wrażeniem, jak dobrze udało się animatorom z Haoliners odtworzyć z jego pomocą wiele świetnych paneli z oryginalnego komiksu, gdzie postacie wyrażały bardzo wiele bez słów, za pomocą samej mimiki oraz mowy ciała. Miłym zaskoczeniem były dla mnie także animacja openingu i endingu. Ta pierwsza nie jest może niczym zjawiskowym, ale bardzo dobrze udaje jej się uchwycić naturę serii, mieszającą codzienne życie przeciętnego centaurzego Kowalskiego z otaczającym go dużo bardziej skomplikowanym światem, o rozbudowanej i pełnej kontrowersji historii. Bardzo podobało mi się też, że pojawia się w nim wiele scen nawiązujących do okładek poszczególnych tomików, kolorowych ilustracji znajdujących się na początku każdego z nich, czy też najpopularniejszych kadrów z mangi. Prawdziwym cudem jest jednak ta druga animacja - endingu. Gdy obejrzałem ją pierwszy raz dosłownie szczęka mi opadła i nie mogłem wyjść z podziwu. Nie dość, że jest fenomenalnie wprost wyreżyserowana i pełna trafnego symbolizmu, związanego z postacią Manami, to jeszcze zapiera dech w piersiach wizualiami. Fantastyczne świetlne przejścia, operowanie cieniami, zgranie wokalu ruchem ust bohaterki, rozpryskujące się krople deszczu, lśniące schody do nieba, po których wspinają się tłumy świetlistych sylwetek i jeszcze te schody przechodzą potem w spiralę dzielącą niebo na dwie warstwy - pogodną i deszczową. No cudowne to jest po prostu. Zdecydowanie ending sezonu.
Muzyka jest niestety bardzo słaba. Jedynymi wybijającymi się, zapadającymi w pamięć utworami są opening oraz ending, z czego na faktyczną pochwałę zasługuje tylko ten drugi, bo jest naprawdę fenomenalnie zaśpiewaną piosenką, zdecydowanie wychodzącą przed tłum wszystkich tych generycznych idolkowych podśpiewywek. Cała reszta ścieżki dźwiękowej to niestety strasznie nijakie kawałki szybko ginące gdzieś tam w tle. Również "insert songi", o ile można je tak nazwać, nie należą do najlepszych. Twórcy raczej nie mieli budżetu by opłacić profesjonalne piosenkarki i w efekcie gdy jedna z syren ma odśpiewać pieśń pochwalną dla pewnego bóstwa, to po prostu raczeni jesteśmy tanim "lalala" na zapętleniu.
O tym, że większość obsady stanowiły totalne świeżaki pisałem już na samym początku tekstu. O dziwo jednak, wcale nie skończyło się to katastrofą w postaci nijakiego, drewnianego aktorstwa. Większość ekipy naprawdę starała się włożyć serce w swoje postacie i to słychać. Choć na samym początku bardzo drażniła mnie sztywność głosu Himeno, to z biegiem czasu całkiem się wyrobiła i wypadła wcale nie najgorzej. Bardzo dobrą robotę wykonały także moim zdaniem aktorki wcielające się w role Sass oraz wszelkich dzieciaków. No i świetnie spisała się także grająca Nozomi Yuuki Kuwahara, znana najbardziej z roli smokojówki Tooru z bardzo popularnego "Kobayashi-san Chi no Maid Dragon".

Generalnie animowane "Centaur no Nayami" było dla mnie bardzo pozytywnym zaskoczeniem. Choć wszystko wskazywało na to, że będzie to totalna katastrofa która kompletnie oleje to, co czyniło oryginalny komiks wyjątkowym, to ostatecznie wyszła z tego nad wyraz przyzwoita adaptacja. Jasne, oprawa audiowizualna pozostawia bardzo dużo do życzenia, ale jestem pełen podziwu dla odpowiedzialnej za adaptację ekipy, że udało im się uchwycić sporo z tego, za co kocham pierwowzór. Niesamowicie rozbudowany i przemyślany w najdrobniejszych detalach świat stworzony przez Murayamę nie został w żaden sposób spłycony, nie pominięto nawet tych najbardziej szokujących i kontrowersyjnych scen, a bohaterowie są równie szczerzy i sympatyczni, co w oryginale. Szkoda straszna, że show ten - patrząc po ocenach i reakcjach w sieci - raczej zostanie kompletnie olany i niezrozumiany przez większość współczesnych odbiorców, więc drugi sezon nigdy. Mam jednak nadzieję, że choć kilku ludzi go doceni i zostanie przezeń zachęcone by sięgnąć po fantastyczny komiks Murayamy, który jest zdecydowanie jedną z najlepszych mang, jakie Skośni kiedykolwiek wyprodukowali.

Typ Anime - Seria Telewizyjna
Rok produkcji - 2017
Pełny Tytuł: „Centaur no Nayami” ("Centaur's Worries")
 Reżyseria: Naoyuki Konno, Fumitoshi Oizaki
Muzyka: Tak Miyazawa
Gatunek: Obyczajowy, Komedia, Dramat
Liczba Odcinków: 12
Studio: Haoliners Animation League
Ocena Recenzenta: 7/10

Screeny:






2 komentarze:

  1. Mi anime "Centaur no Nayami" bardzo się spodobało i również byłam zaskoczona tym, że nie "owijali w bawełnę" i pokazali fabułę taką jaka była ona w mandze. Skoro już przy mandze jesteśmy to bardzo chętnie zobaczyłam bym kiedyś polskie/niemieckie wydanie tego tytułu. Gorąco Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ja na polskie wydanie mocno liczę. Nawet od paru dobrych lat staram się ten tytuł forsować na większych grupkach i fanpejdżach w nadziei, że ktoś się tym zainteresuje. Gdy Janek zapowiedział że wyda u nas MonMusu to się nawet ucieszyłem, bo otworzyło to drzwi naszego ryneczku potworodziewczynkowym mango. Ale niestety póki co nic innego nie dostaliśmy, a szkoda.
      Cóż, póki co pozostaje mi importowanie wydania od bazowanego Seven Seas.

      Usuń